niedziela, 6 grudnia 2015

Ambasador

Czesław Miłosz napisał: 

“A więc pamiętaj, w trudną porę 
- marzeń bądź ambasadorem”. 


Ambasadorem czego Ty jesteś? 


Gdy przychodzi trudny czas, wszystko się zachwieje. Zostaje tylko ta wewnętrzna Boża iskra wlana w człowieka przy stworzeniu - ideał osobisty.
Zatem... gdy przyjdzie trudna pora, co będziesz mimo wszystko reprezentował? 
Miłość, wierność, sprawiedliwość, troskę o słabszych. wiarę w marzenia...? 
Gdy zawali się wszystko wokół Ciebie, co zaniesiesz ludziom?

środa, 21 października 2015

101 lat i 1 rok

101 lat temu, dokładnie 18 października 1914 r., młody pallotyn z grupą chłopaków, uczących się w szkole pallotynów, w małej przycmentarnej kapliczce, zawiązują umowę z Matką Bożą. Umowa ta, nazwana potem przymierzem miłości*, stała się podstawą całej duchowości szensztackiej.

Ksiądz Józef Kentenich, bo o nim mowa, zaproponował swoim wychowankom, aby swoim zaangażowaniem i miłością do Maryi, ściągnęli Matkę Bożą do Szensztat. Inspiracji dostarczyła mu notatka w gazecie o bł. Bartolo Longo, który poprzez modlitwę różańcową ściągnął Maryję do Pompei. Nie objawienia, ale zaangażowanie serc ludzi sprawiło, że kult Matki Bożej zakwitł w tym miejscu, a Ona sama zaczęła działać cuda. W I Akcie Założycielskim czytamy słowa ks. Kentenicha:

„…czy nie byłoby możliwe, aby nasza sodalicyjna kapliczka stała się również naszym ‘Taborem’, na którym objawiałaby się chwała Maryi? Z pewnością nie jesteśmy w stanie dokonać większego apostolskiego czynu ani pozostawić tym, którzy po nas przyjdą, żadnej wartościowszej spuścizny niż skłonienie naszej Pani i Królowej, aby tutaj umieściła swój tron, rozdawała dary i czyniła cuda łaski”.

Historia Szensztatu pokazała, że tak się stało. Matka Boża przyszła do Szensztat i zaczęła przemieniać w sanktuarium serca, współtworząc nową wspólnotę zaangażowanych apostolsko ludzi.

W minionym roku obchodziliśmy 100-lecie Przymierza Miłości. Ok. 12 tysięcy pielgrzymów przybyło z całego świata do doliny niedaleko Koblencji, do Vallendar, gdzie wspólnie świętowano to wspaniałe wydarzenie. To było niepowtarzalne spotkanie, w którym miałam szczęście uczestniczyć. Minął 1 rok... Wiele słów, obrazów zostało w mojej pamięci... Najbardziej utkwiły mi w głowie słowa o. Waltera (ówczesnego generała ojców szensztackich), żeby iść "dalej w przód i dalej w głąb"... Staram się więc patrzeć w przód i dotykać głębi, nie zrażając się powierzchownością otaczającej mnie rzeczywistości.




-----------
* O przymierzu miłości pozwolę sobie napisać więcej w późniejszym czasie...

niedziela, 11 października 2015

Kierownictwo duchowe

Kierownictwo duchowe jest starą, znaną w chrześcijaństwie praktyką. Według ks. Kentenicha jest ono wskazane szczególnie młodzieży, osobom zranionym duchowo oraz tym którzy pragną dążyć do doskonałości. Potrzeba ta wynika z niedoskonałości człowieka, który nie jest zdolny do samopoznania bez pomocy innych. Poza tym trzeba tez zwrócić uwagę, że człowiek nie zawsze jest w stanie obiektywnie patrzeć na swoje życie i uczynki, przez co, albo popada w bezkrytycyzm względem siebie, albo jest rozczarowany sobą. Oba spojrzenia prowadzą do złudzeń wobec siebie.

Kierownictwo nie jest równoznaczne ze spowiedzią, jednak można je połączyć i na ogół w polskiej rzeczywistości się łączy. W wielu wypadkach byłby ono nawet niemożliwe poza sakramentem. Spowiedź zajmuje się wyłącznie grzechami, natomiast kierownictwo duchowe obejmuje całego człowieka. W Ruchu Szensztackim jego istotą jest wspieranie samowychowania przy pomocy ideału osobistego. Człowiek korzystający z pomocy kierownika duchowego, w jakimś stopniu przezwycięża swoje grzechy, a jego dążenie do świętości wchodzi w obszar doskonalenia się w cnotach. Coraz głębsze życie duchowe coraz bardziej uwrażliwia sumienie, w którym „prócz poczucia winy z punktu widzenia teologii moralnej, budzi się dogłębne ascetyczne poczucie winy”*. Spowiedź pociąga wtedy nie tylko odpuszczenie grzechów, ale sprawia, że człowiek przeobraża się w ideał – Boży zamysł względem siebie.

Pierwszym kierownikiem duszy człowieka jest Duch Święty. Kapłan, bądź inna osoba będąca kierownikiem duchownym, musi z wielką wrażliwością wsłuchiwać się w powierzoną mu przez Boga duszę. Kierownik duchowy ma pomóc danemu człowiekowi w dążeniu do samodzielności i budowaniu silnej, wolnej osobowości. W tym celu musi umieć powiedzieć o sobie: „w duszy tej Bóg ma wzrastać, a ja się umniejszać”.

Na koniec moja mała refleksja dotycząca kierownictwa duchowego. Oczywiście uważam, że jest to super sprawa! Bez mojego kierownika duchowego nie było by dziś tych wszystkich przemyśleń i wersów na blogu... Każdemu polecam i życzę spotkania takiej osoby na drodze, przynajmniej na początku pracy nad sobą. Jest tylko jeden mały problem... Trzeba się natrudzić, żeby dobrego kierownika duchowego znaleźć, a potem znajdować czas na rozmowy z nim... Naprawdę trzeba się wysilić. Niestety jest mało osób które potrafią prowadzić ludzi w naszej duchowości. Siostry i ojcowie są rozproszeni i mają dużo różnych zadań. Trzeba się "bić" o nich - i do tego zachęcam.
Jeśli rzeczywiście nie ma możliwości rozmowy z ojcami lub siostrami, to można rozejrzeć się po świeckich kręgach. Są wśród nas ludzie, którzy przepracowali już to i owo, a do tego są otwarci i na pewno chętnie podzielą się swoimi doświadczeniami czy pomysłami. Są tacy, którzy potrafią słuchać i wsłuchać się w człowieka... Może nie będzie to stricte kierownictwo duchowe, ale warto korzystać z takich okazji. Możemy być dla siebie wsparciem w tej materii, możemy sobie duchowo towarzyszyć. Oczywiście nie z każdym się da pogadać, ale nie ma co się zrażać... Szkoda było by przy okazji szukania wymarzonego kierownika duchowego stracić okazję na wartościowe rozmowy z ludźmi, których Bóg stawia nam przed nosem...

---------------
* cytaty z "Ascezy Organicznej"

wtorek, 6 października 2015

Ideał osobisty a samowychowanie

Kilka osób z grupy, dla której przygotowałam krótką konferencję na temat środków ascetycznych, było zaskoczonych, że samowychowanie (w ujęciu szensztackim) ma być pracą nad rozwijaniem ideału osobistego. Stąd ten wpis... dla tych, którzy mają problem z wyznaczeniem kierunków w swojej pracy samowychowawczej.

Gdy ksiądz Kentenich formułował zasady ascezy organicznej podkreślił, że praca nad rozwijaniem ideału osobistego jest ważniejsza niż praca nad temperamentem. Zgadzam się z tym w 100%. Bo na przykład: Ktoś kto ma problem z cierpliwością, a w jego ideale ta cierpliwość nie jest wyakcentowana czy wymagana, nie powinien za wszelką cenę skupiać się na tym, żeby być bardziej cierpliwym... Pan Bóg potrzebuje zapewne jego porywczości bądź dynamiki...
Ja już nie fiksuję się na postanowieniach związanych z rozsiewaniem radości dookoła, chociaż wiem, że radość jest potrzebna. Przepraszam, ale Pan Bóg stworzył mnie poważną... Uśmiecham się czasem, ale ... bez przesady...

Wracając do samowychowania. Jeśli dobrze siebie poznam, nie zatrzymam się na dążeniu do ogólnych wartości (pisałam o tym TUTAJ). Szerzej spojrzę na siebie i szybko dostrzegę, że Pan Bóg chce ode mnie konkretnych rzeczy, niekoniecznie tych, które myślałam, że muszę zmienić. Na tych rzeczach się skupię. Wtedy też przestanę mieć problem z sformułowaniem moich postanowień czy punktów do duchowego porządku dnia.

Ideał osobisty ma przepoić nas całkowicie. Ojciec Kentenich w 1935 roku powiedział:
„Nasz duchowy porządek dnia musi być oświecony przez ideał osobisty, stać w świetle mojego ideału osobistego. Stać ma w świetle ideału wspólnoty, do której należę. W świetle reguł i ćwiczeń mojej wspólnoty. W świetle obecnych czasów. Obecne czasy uformowały już mój ideał osobisty, ale ponieważ nie jest to takie widoczne [że mój ideał osobisty jest odpowiedzią na obecne czasy], chcę to szczególnie podkreślić.”

Ideał będzie żywy kiedy będę go ciągle na nowo odnawiać – asceza organiczna określa to jako pierwszy stopień formalny ideału osobistego. Codziennie kilka razy przypomnę sobie mój ideał osobisty. Przy okazji moich codziennych praktyk - przy modlitwie porannej, wieczornej, różańcu, po przyjęciu Komunii Świętej. Przypomnę go sobie z wdzięcznością, radością i zadziwieniem, jak Pan Bóg mnie ukochał.

piątek, 2 października 2015

DPD a PE

Wiele osób ma problem z rozróżnieniem i oddzieleniem DPD (duchowy porządek dnia) od PE (Particular Examen czyli postanowienie szczegółowe). Chociaż oba narzędzia mają służyć wzrostowi człowieka, mają różne zadania.

Postanowienie szczegółowe jest konkretną pracą nad sobą. Jeśli chcę coś wypracować, zmienić w sobie czy po prostu zbliżać się do ideału osobistego, to właśnie za pomocą PE. Jedna rzecz na miesiąc - organiczny wzrost...

Duchowy porządek dnia nie służy stricte do pracy nad sobą. W odróżnieniu od PE ma:
- porządkować życie, według swoich własnych, wypracowanych zasad;
- wprowadzać Bożą harmonię w człowieku - zabezpieczać wszystkie sfery człowieka (relację z Bogiem, relacje z ludźmi oraz miłość własną...);
- rozwijać życie religijne;
- służyć samopoznaniu i samoakceptacji;
- pomagać zapracowanemu człowiekowi w tworzeniu swojego stylu życia;
- kształtować rodzinę, świat, społeczeństwo...

Jest jeszcze jedna sprawa... O ile w DPD plusy i minusy mają znaczenie drugorzędne (zaraz o tym napiszę), to wypełnienie postanowienia szczegółowego w ciągu dnia jest priorytetowe. Ojciec Kentenich wręcz zachęcał, aby za niewypełnione postanowienie nakładać sobie pokuty. Jeśli chcemy się zmieniać na lepsze, musimy do tego naprawdę poważnie podejść. Fakt, że z postanowienia rozliczam się podczas spowiedzi, świadczy o wadze tego narzędzia w moim życiu duchowym.

Co innego DPD. W moim odczuciu (podkreślam "w moim") celem DPD nie jest wypełnienie tabelki plusikami, ale obiektywne spojrzenie na siebie - i na plusy i na minusy. To spojrzenie pomaga mi rozeznać co jest moje, co się ze mną dzieje, nad czym warto pracować.

Na początku pracy z DPD zależało mi żeby były plusy i tylko plusy, więc spinałam się, aby wszystko rzetelnie w ciągu dnia wypełnić. Do tego stopnia, że jak miałam punkt: "czytanie Pisma Świętego", to po powrocie z jakiegoś wyjścia o godzinie pierwszej w nocy, siadałam i czytałam, żeby zaznaczyć plus... Udało mi się może przez dwa tygodnie... Potem zaczęły się minusy i rozczarowanie... Obserwując to zjawisko, zauważyłam, że coś tu nie gra... Jakiś czas mi zajęło psychologiczne zaakceptowanie minusów. W dalszych analizach ostatecznie uznałam, że nie chodzi o same plusy. Myślę, że z rok trwało, żeby zobaczyć na podstawie zapisanych tabelek, co mnie buduje, co nie. Do dziś kształtuje się mój styl życia, zmieniają się warunki, okoliczności, rok liturgiczny... Mój DPD nie jest stały, ale są w nim stałe punkty, które są kluczowe dla mojej osobowości.

Kiedy już zaczniesz zapisywać swoje tabelki, pamiętaj o tym, by zachować dystans... Minus nie znaczy, że Ci nie wyszło, tylko, że tego dnia nie coś nie zaistniało. Dlaczego nie zaistniało? - to już inne pytanie.

Ostatni przykład na dziś: Nie pracuję zawodowo, opiekuję się córką, a co za tym idzie siedzę w domu. Jeden z moich punktów w DPD to "wyjście z domu" (potrzebuję oddechu i dystansu...). Zauważyłam, że gdy przy tym punkcie minusy utrzymują się dłużej niż 3-4 dni, zaczynają się pojawiać również w innych rubrykach, np. w tej która zabezpiecza moje relacje z mężem. Niestety, gdy nie łapię dystansu, tracę cierpliwość... itd... Piszę to jako przykład analizy swoich punkcików, a także aby pokazać, że to narzędzie ma wiele zastosowań...

------

Może Ci się wydać to wszystko trochę chaotyczne... Pewnie tak jest, bo trudno mi ubrać wszystkie treści metodycznie czy systemowo w całość. Sama jestem w drodze i każdego dnia dostrzegam nowe rzeczy... co mnie niezmiernie cieszy. Mam nadzieję, że z kolejnymi wpisami, znajdziesz dopowiedzenia czy wskazówki, których wciąż brakuje. Jeśli nie, to pamiętaj, że masz być samodzielny i odważny!

środa, 30 września 2015

Łaska buduje na naturze

Wszystkie nasze zmagania w drodze do świętości byłyby skazane na porażkę, gdyby nie Boża łaska - dana nam za darmo, z miłości... To dzięki niej mamy siłę ruszać z miejsca, powstawać z niepowodzeń, dążyć do doskonałości. To ona doskonali naszą naturę. Jak mówił św. Tomasz z Akwinu "łaska buduje na naturze". Ks. Kentenich bardzo często odnosił się do tych słów w kontekście samowychowania. Co to w ogóle oznacza? 

Czasem tak jest, że tak strasznie chcemy być święci, że zapominamy, że jesteśmy tylko ludźmi. Gdy moje ciało albo psychika niedomagają - jestem zmęczony, głodny, sfrustrowany czy przytłoczony codziennością, nie mam zaspokojonych potrzeb pierwszego rzędu - łaska ma do mnie ograniczony dostęp. Sam się na nią niejako zamykam. Niestety... A my nadal chcemy, żeby wszystko było takie święte, więc modlimy się więcej, dłużej, wyrzekamy się siebie (w negatywnym ujęciu) jeszcze bardziej... Co tak naprawdę prowadzi nas do jeszcze większego zdołowania... Bo natura niedomaga. Tu potrzeba pewnej dozy zdrowego rozsądku, refleksji, co dla mnie teraz jest ważniejsze? Czy ta trzecia część różańca, czy sen?

Przykład z mojego podwórka: piątek w czasie Wielkiego Postu, jedyny dzień w miesiącu, że może przyjść pani pielęgniarka i zostać z naszą niepełnosprawną córką. Pojawia się dylemat, co robimy? Pęd do nadprzyrodzoności mówi: Droga Krzyżowa. Natura podpowiada: czas ze sobą. Wybraliśmy siebie, bez poczucia winy. Wiemy, że najpiękniejsza modlitwa nie zabezpieczy naszych więzi. 

Łaska buduje na naturze... Dlatego musimy się w tą naturę wsłuchiwać. Dlatego w naszym DPD powinny znaleźć się punkty zabezpieczające potrzeby naszej natury. Ks. Kentenich wyraził to m.in. w ten sposób:

„To nie muszą być tylko ćwiczenia religijne. Przykład: Pracuję dniem i nocą, a moje zdrowie?! Wówczas do DPD ma trafić punkt o trosce o zdrowie. To więc powinno być zapisywane (w DPD), co wymaga ode mnie agere a proposito (czego nie czynię jeszcze po prostu z samej natury, naturalnie...)”.

DPD

To nie będzie wpis o kurierze DPD... U nas DPD to Duchowy Porządek Dnia...

Idea duchowego porządku dnia została zaczerpnięta z duchowości jezuickiej inspirowanej przez Kongregację Mariańską. Duchowy porządek dnia pełni funkcję psychologiczno-pedagogiczną na drodze do świętości. Zawiera on samodzielnie wybrane punkty i ćwiczenia. W celu ochrony przed zmiennością nastrojów oraz przed zapomnieniem punkty te są kontrolowane w formie pisemnej. Prowadzenie duchowego porządku dnia służy kontynuacji i rozwojowi życia religijnego. Punkty duchowego porządku dnia wybiera się z dziedzin, które obejmują całość życia duchowego: stosunku do Boga, relacje z bliźnimi, stosunku do pracy, świata oraz do siebie i adekwatna troska o zdrowie i odpoczynek. Praktyka duchowego porządku dnia zakłada samopoznanie, samoakceptację oraz gotowość do zmiany siebie. W konkretnej praktyce dążenie do „porządku” gwarantuje zdrowy rozwój własnej aktywności, życia wiary oraz miłości Boga i bliźniego. Duchowy porządek dnia ma na celu pomagać ludziom zajętym sprawami codzienności, zarówno świeckim jak i konsekrowanym, w wypracowaniu swojego własnego stylu życia. Z jego pomocą maja dojrzewać do chrześcijańskiej samodzielności, współodpowiedzialności oraz w duchu świętości kształtować rodzinę, świat i społeczeństwo.

Najważniejszym celem i zadaniem duchownego porządku dnia jest przepajanie dnia codziennego ideałem osobistym. Ważnym elementem duchowego porządku dnia członków Ruchu Szensztackiego jest troska o zbieranie wkładów do kapitału łask. Sam Ks. Kentenich zachęcał do włączenia w swój duchowy porządek dnia, w miarę możliwości i predyspozycji, różnych praktyk religijnych, m.in.: rozmyślania, czytania duchowego, różańca, nawiedzanie Najświętszego Sakramentu.

Dla mnie DPD to mój styl życia... Znam ideał i w moich punktach kontrolnych dnia on się wyraża. Nie jest to seria postanowień na miesiąc, ale coś, co jest moje i pomaga mi bardziej i świadomiej być sobą na co dzień. Problem z rozpracowaniem swojego DPD wynika z tego, że każdy jest inny i co innego go porusza. Nie ma tu zasady, poza tym, że mają to być rzeczy, które mnie przybliżają do Boga...

Jeśli jesteś bardzo rozmodlony i modlitwa przynosi Ci pokój serca, to w Twoim DPD znajdą się zapewne punkty dotyczące modlitwy. Jeśli Twoją misją jest kontakt z drugim człowiekiem i w tym się realizujesz, to nie zabraknie w twoich tabelkach punktów związanych z kontaktem z ludźmi... itd...

W kolejnych wpisach znajdzie się więcej konkretnych przykładów i inspiracji do formułowania swojego DPD, ale już dziś zachęcam do zmierzenia się z tym narzędziem...

Co miesiąc dostaję inspiracje duchowe, a w nich przykładową tabelkę. Może okaże się pomocna...





środa, 23 września 2015

Postanowienie szczegółowe

Zauważyłam, że wciąż nie piszę o konkretach. Asceza, samowychowanie, samodzielność... ale co to za środki ascetyczne?

Na początek postanowienie szczegółowe. Jest to narzędzie które pomaga w nadawaniu kierunku i kształtu osobistego rozwoju człowieka oraz jego dążenia do świętości. Swoimi korzeniami sięga do nauki św. Ignacego Loyoli, który zachęcał do ogólnego i szczegółowego rachunku sumienia. Praktyka postanowienia szczegółowego i pisemna jego kontrola była w Ruchu Szensztackim od samego początku jego istnienia. Ks. Kentenich uważał, że konkretne sformułowanie postanowienia szczegółowego powinno być możliwe do codziennej weryfikacji. Przykładowo postanowienie „będę cierpliwy”, jest nie dość konkretne, gdyż trudno jest na nie jednoznacznie odpowiedź „tak” lub „nie”. Rozwinięcie problemu, np.: „będę cierpliwy w stosunku do znajomych dokuczających mi z powodu rudych włosów” umożliwia konkretną odpowiedź, a jednocześnie jest pracą nad dystansem do samego siebie.

Postanowienie szczegółowe według ks. Kentenicha jest ściśle związane z urzeczywistnianiem ideału osobistego w życiu codziennym. Dlatego też powinno przede wszystkim służyć uszlachetnianiu głównej namiętności człowieka. Może on występować w ujęciu pozytywnym, gdy człowiek dąży do osiągnięcia jakiejś cnoty, bądź w negatywnym, gdy człowiek walczy z konkretnym grzechem. Tym samym postanowienie szczegółowe nie ma służyć jedynie zwalczaniu błędów, ale przede wszystkim ma być zorientowane pozytywnie i rozwijać talenty, oryginalność.

Osobiście jestem wielką fanką pozytywnego ujmowania postanowień - zamiast "nie będę się obżerał" - "będę jadł zdrowo"... Nie chodzi mi jednak tylko o samą formę, ale również o przedmiot pracy nad sobą. W pierwszej kolejności zawsze zabieram się za to co we mnie pozytywne - chcę to nade wszystko rozwijać. Zamiast pracować nad wybuchami złości (ich wyeliminowanie jest szalenie trudne) pracuję nad małymi gestami miłości w stosunku do najbliższych. Ma to podwójny efekt - praca nad uczynkami miłosierdzia eliminuje negatywne uczucia do ludzi, a tym samym zmniejsza wybuchy złości. Pamiętacie? W ascezie organicznej cały człowiek rośnie...

Częstym sposobem korzystania z postanowienia szczegółowego jest połączenie pracy nad nim z miesięczną spowiedzią. Stały spowiednik może pomóc w rozeznaniu go, określaniu czy zauważaniu postępów.

Praktyczne wykorzystanie postanowienia szczegółowego w dążeniu do świętości oraz jego pozytywne skutki można prześledzić na przykładzie biografii Józefa Englinga. Oto przykłady postanowień Józefa: „czy byłem gotowy pomóc komuś w potrzebie, czy odnosiłem się życzliwie do osób, które mi tej życzliwości nie okazywały, czy umiałem opanować przygnębienie, itp. ”. Wszystkie postanowienia Józef kontrolował pisemnie i przy każdej spowiedzi dawał sprawozdanie, czy i kiedy je dotrzymywał, a kiedy nie. Czynił to nieustannie, nawet w koszarach podczas wojny.

Zeszycik bądź kartka do zapisywania plusów i minusów to ważna sprawa, ale o tym następnym razem.

poniedziałek, 21 września 2015

Samodzielność

Samodzielność w samowychowaniu ma bardzo duże znaczenie. Na samym początku, w 1912 r. w słynnym wykładzie ks. Kentenich powiedział, takie słowa:

Chcemy się uczyć. Nie tylko wy, ale także i ja. Chcemy się uczyć wzajemnie od siebie. Albowiem nigdy nie umiemy za dużo, zwłaszcza w sztuce samowychowania, która jest dziełem, czynem, pracą całego naszego życia. 
Chcemy się uczyć, nie tylko teoretycznie, że trzeba tak a tak uczynić, że to jest dobrze, że to jest pięknie, że moim zdaniem jest to nawet konieczne. Prawdę mówiąc, mało by nam to pomogło. Nie, musimy uczyć się także praktycznie. Każdego dnia, każdej godziny musimy przykładać rękę do dzieła. 
Jak uczyliśmy się chodzić? Czy możecie sobie przypomnieć, jak uczyliście się chodzić?
Albo przynajmniej jak wasze rodzeństwo uczyło się tego? Czy wtedy matka wygłaszała wielkie mowy: Popatrz, Antosiu czy Marysiu - tak to musisz robić!? Wtedy nikt z nas nie chodziłby do dziś. Nie, ona wzięła nas za rękę i tak zaczęliśmy chodzić. Nie! Chodzenia uczymy się przez chodzenie, kochania przez kochanie; tak więc musimy się uczyć także wychowywać siebie przez stałą praktykę samowychowania. A okazji do tego na pewno nam nie brak. 

Chcemy uczyć się samowychowania. Jest to szlachetna, królewska czynność. Samowychowanie aktualnie, gdy chodzi o zainteresowanie, znajduje się na pierwszym miejscu we wszystkich wykształconych kręgach społeczeństwa. Samowychowanie jest nakazem religii, nakazem młodości, nakazem czasu.  [Akt Przedzałożycielski w: Akty Założycielskie]

W naszej polskiej, a może ogólnoludzkiej mentalności, jest coś takiego, że ciągle chcemy żeby ktoś nas prowadził za rączkę, mówił nam co mamy zrobić, jak mamy zrobić. Wtedy czujemy się bezpiecznie, no i mamy ewentualnie na kogo zwalić winę za nasze niepowodzenie... W przypadku samowychowania raczej nie ma na to miejsca. Owszem, może nam ktoś pomóc, powinniśmy zasięgać rad, ale... Założyciel wychowuje nas do samodzielności. Wymaga od nas odważnych decyzji i brania odpowiedzialności za siebie. Nikt nie urodził się doskonały i z instrukcją obsługi. Żeby oswoić środki ascetyczne trzeba je wypróbować, a potem eksperymentować i obserwować. I nie ma tu tak naprawdę błędów do popełnienia... Jest za to wzrastające doświadczenie, którym potem można się dzielić.... 

Jak mi nie pasuje moje postanowienie miesięczne, bo stwierdzam, że jednak nie pomaga mi we wzrastaniu, to je zmieniam... Można tak w połowie miesiąca? Można, szkoda czasu na bezproduktywność... Jeśli czuję, że za dużo czasu poświęcam na modlitwę, a za mało daję bliskim, to rezygnuję z tej czy tamtej modlitwy i spędzam czas z dzieckiem... Można? Można, a nawet trzeba... itd... To ja decyduję i podejmuję decyzje samodzielnie. Czasem przegadam moje sprawy z kimś mądrzejszym, ale nie liczę na to, że usłyszę "zrób tak i tak, to będzie tak i tak"... A jeśli ktoś mi tak nawet powie, to pewnie i tak nie posłucham - przekora? Nie... w każdym razie nie zawsze... ;)

Dopóki się nie spróbuje, trudno stwierdzić, czy i co pasuje. Psychologia mówi, że potrzeba trzech miesięcy, aby praktyka weszła w nawyk. Wygląda na to, że przez trzy miesiące trzeba po prostu nabrać nawyków - pisania, kontrolowania, rozważania, modlitwy, zmiany myślenia... Potem dopiero przyjdzie czas na głębię ćwiczeń duchowych.

Piszę to, żebyś się nie zniechęcił po pierwszym tygodniu... Bądź odważny i samodzielny! Jeśli Twoje serce rwie się ku Bogu, to cokolwiek nie zrobisz w Jego kierunku będzie wspaniałe...

wtorek, 15 września 2015

Asceza organiczna

Propagowana przez Ruch Szensztacki asceza zwana organiczną pod względem swej istoty i celu jest ascezą jak najbardziej katolicką. Odrębność wśród innych typów ascezy i swoistą oryginalność nadaje jej szczególne podkreślone pojęcie organizmu. Czerpiąc wiedzę z nauk przyrodniczych można powiedzieć, że charakterystyczną cechą organicznego rozwoju jest to, że każdy rozwój cząstkowy przyczynia się i dąży do ostatecznego rozwoju całokształtu organizmu.

W praktyce oznacza to, że pracując nad rozwojem w poszczególnych dziedzinach życia człowieka, krok po kroku, cały człowiek wzrasta. Jeśli pracuję nad jakąś pozytywną cechą charakteru np. cierpliwością czy uśmiechem, po jakimś czasie zauważam, że przy okazji zaczynam rzadziej się denerwować - cały człowiek rośnie...
Tak na marginesie: Jestem fanką pracy nad rozwijaniem pozytywnych cech. W moim przypadku próby skupiania się na słabych stronach zawsze kończyły się poddaniem. Gdy pracuję nad pozytywami, prędzej czy później dostrzegam, że to też praca nad eliminacją negatywów... Oczywiście to nie jest zasada - może dla typowych choleryków lepsze będzie zajęcie się słabymi stronami, co by dodatkowo w pychę nie popadli... Każdy musi rozeznać sam, co dla niego najlepsze.

Wracając do ascezy organicznej:
Niektórzy polscy pallotyni wychowywali się na podłożu ascezy organicznej. Jeden z nich, śp. ks. Balter był nią bardzo przejęty. Z zapisków jego sekretarza wiem, że napisał artykuł, który nigdy nie został wydrukowany. Był to 11 stronicowy maszynopis o ascezie organicznej pod wdzięcznym tytułem “Asceza Radości Życia”. Próbuję namierzyć ten artykuł. Nie ukazał się, ale jest nadzieja, że może gdzieś jest w zapiskach ks. Baltera w archiwum. Jestem ciekawa jak on opisał ascezę organiczną, chociaż już sam tytuł daje dużo do myślenia. Asceza radości życia, radość życia... W moim odczuciu to jeden z kluczy do dobrego praktykowania środków ascetycznych. Radość z powołania, radość z życia jakie zostało nam dane przez Boga, radość z ideału osobistego, myśli Boga o mnie... Radość Nieba, do którego zmierzam... Bo praca samowychowawcza to droga do świętości...

------

Dla dociekliwych artykuł, który znalazłam w sieci, a w którym czytam:
Kwestię potrzeby uzupełniania się wychowania naturalnego i nadnaturalnego podejmował między innymi Józef Kentenich w koncepcji pedagogicznej „ascezy organicznej”. Trudno oczywiście jednoznacznie przesądzać o tym, czy miał on bezpośredni wpływ na kształt dokumentu Soboru Watykańskiego II, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego system wychowawczy odegrał ważną rolę w transformacji Kościoła w dziedzinie wychowania.

środa, 9 września 2015

Naprawdę tego chcesz?

Czego chcesz?...
Naprawdę?...
Czego chcesz pod tym?...
Naprawdę?...

Dziś w ramach przerywnika polecam bardzo fajną konferencję, którą polecił mi wysłuchać pewien mądry ojciec. Wcześniej broniłam się przed o. Szustakiem nogami i rękami, ale dziś zagryzałam zęby i wysłuchałam. Nie żałuję ani minuty... Nie żałuję też, że tak długo zwlekałam - bo właśnie dziś miałam to usłyszeć. 


wtorek, 8 września 2015

Asceza - kilka słów

Ostatecznie mam pisać o środkach ascetycznych, więc... zamiast wstępu parę słów o ascezie. 

Jak Wam się kojarzy słowo <asceza>? Negatywnie czy pozytywnie? Budzi chęć do pracy, czy raczej przeraża i hamuje?

Słowo asceza pochodzi od greckiego słowa askesis oznaczającego ćwiczenie oraz od askein - obrabiać, kształtować, ćwiczyć. Zauważcie, że mimo iż asceza, nie znaczy „umartwianie się” w praktyce jest to trud podejmowany przez człowieka dla osiągnięcia jakiejś doskonałości. Dla nas chrześcijan jest to doskonałość moralna, zjednoczenie z Bogiem, zbawienie, świętość... Słowo “trud” sprawia, że myśląc o ascezie, tracimy na nią ochotę. A szkoda...

Asceza nie jest pojęciem biblijnym, ale przełożenie jej na grunt chrześcijaństwa wynika z nauczania zawartego w Piśmie Świętym. Już w Starym Testamencie znajdujemy wołanie Mojżesza: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2). W Nowym Testamencie Chrystus wzywa do zaparcia się samego siebie i wyrzeczenia się świata (zob. Mt 8, 34). Jednak asceza nowotestamentalna wcale nie jest rygorystycznym przestrzeganiem przykazań, tylko dobrowolną pracą nad sobą w celu oczyszczenia się z grzechu.

W Kościele pierwotnym asceza polegała na naśladowaniu życia Chrystusa. W Średniowieczu pobożność chrześcijańska została sformalizowana, zamknięto ją w zakazach i nakazach. Klasztory dały początek szkołom ascetycznym. Każda z nich akcentowała inne formy ascezy: benedyktyni – modlitwę liturgiczną, cystersi – pracę, inne na liturgie... Wraz ze św. Franciszkiem do form ascetycznych doszło ubóstwo. Potem przyszedł humanizm odrodzenia, reformacja oraz jezuici. Zerwano z formalizmem, a nacisk położono na znaczenie postaw wewnętrznych. To w tym czasie św. Franciszek Salezy zachęcał do rozmyślań, a św. Ignacy Loyola do ćwiczeń duchowych i rachunku sumienia.

Przebogata duchowość XX wieku nadała ascezie różne kierunki. Odrodziły się zakony kontemplacyjne, w których praktykowano ascezę opartą na wyrzeczeniu i surowym życiu. Jednocześnie, optymistyczne podejście do świata, doprowadziło do rozwoju pozytywnych form ascezy.

Nasz Ojciec Założyciel, zaproponował zupełnie nową jak na te czasy formę ascezy - ascezę organiczną. Jej specyfiką była troska o organiczny, całościowy i stopniowy rozwój wnętrza człowieka. Kierowała się ona starożytna zasadą „poznaj samego siebie” (gnóti se ‘autón) oraz wykorzystywała najnowsze dane z zakresu ówczesnych nauk psychologicznych i pedagogicznych. 

C.d.n.

---------------------------------------------------------------------

*Więcej o ascezie napisałam w mojej pracy dyplomowej...

czwartek, 3 września 2015

Samowychowanie - start

Wakacje się skończyły. Za mną jest już czas odetchnięcia od szkoły, zajęć obowiązkowych i dodatkowych, od monitora i pracy na rzecz małych i dużych "spraw"... Czas wrócić... Wracam więc z nowym pomysłem i nowymi tematami, które zapowiadałam gdzieś między wierszami, ale których jeszcze nie zdążyłam tu poruszyć...

Było samopoznanie... Będzie samowychowanie...

Wiem kim jestem. Znam swój ideał. Może nawet go stosuję w codzienności, na tyle, ile potrafię. Zauważam jednak, że wciąż mi daleko do zadowolenia z siebie. Mimo, że wiem to i owo, mimo, że siebie rozumiem... Okazuje się, że moja natura nie jest w stanie wprowadzić w życie Bożego ideału. No cóż... Można by rzec: jestem tylko słabym człowiekiem... Można by rzec: już tak mam... I nie będzie to kłamstwo - bo dziś jestem jaka jestem. Na szczęście nie znaczy to, że jutro nie mogę być trochę lepsza... I tu właśnie pojawia się to słowo "samowychowanie"...

To co mnie czeka dalej, w drodze do świętości, to praca nad sobą. Osobiście traktuję ją jako coś fantastycznego, ale nie ukrywam, że nosi ona znamiona wysiłku. Praca nad sobą... Można pracować nad sobą na wiele sposobów. Ja próbowałam dwóch...

Pierwszy z czasów, gdy byłam nastolatką. Ksiądz przy każdej spowiedzi mówił mi nad czym mam pracować przez kolejny miesiąc. Nie pamiętam jak mi to szło, ale pamiętam, że co miesiąc to było coś innego. Teraz sobie myślę, że to było dość wygodne - on mi mówił co mam robić, ja to robiłam bądź nie, i do przodu. Pewnie czegoś się nauczyłam przy okazji, ale nie była to: samodzielność i kreatywne myślenie o swoim życiu duchowym.

Zdecydowanie bardziej spodobał mi się drugi sposób, który poznałam zgłębiając podstawy Szensztatu - samowychowanie za pomocą środków ascetycznych zaproponowanych przez o. Józefa Kentenicha, a rozwiniętych (czy przepracowanych) przez jego wychowanka, Józefa Englinga.

W kolejnych wpisach będę kontynuować moje spostrzeżenia na temat pracy ze środkami ascetycznymi. Opiszę je, skomentuję... W literaturze szensztackiej można doczytać to i owo na ten temat, ja jednak pozwolę sobie na swój własny sposób mówienia o nich. Moje refleksje mają być jedynie inspiracją do własnych przemyśleń i poszukiwań swoich własnych metod pracy nad sobą...

niedziela, 5 lipca 2015

Mój brat niedźwiedź

Lubicie bajki? Ja uwielbiam. Od zawsze... Wiele z nich mówi o poszukiwaniu siebie, o odkrywaniu swojego miejsca w świecie. Dziś jednak przypomina mi się bajka "Mój Brat Niedźwiedź". Opowieść o miłości braterskiej. W wiosce, w której mieszkają bohaterowie, jest zwyczaj, że wchodząc w dorosłość, każdy młody człowiek otrzymuje totem. Główny bohater, Kenai, otrzymuje figurkę niedźwiedzia, a wg szamanki totem ten oznacza "miłość". W młodym człowieku rodzi się bunt. Według niego niedźwiedzie nie mają nic wspólnego z miłością. Poza tym, nie podoba mu się, że ma w życiu kierować się miłością, w końcu jest mężczyzną... Na skutek nieszczęśliwych wydarzeń, Kenai zmienia się w niedźwiedzia. W czasie ciekawej podróży odkrywa znaczenie swojego totemu, by na końcu go przyjąć. Polecam, jeśli lubicie bajki...



Gdy oglądam tą bajkę, a zdarza się to często, bo moje dzieci ją lubią, w mojej głowie rodzi się wiele myśli. Po pierwsze, że wiele rzeczy objawia się w nieoczekiwany sposób. Pan Bóg ma plany których nie rozumiemy dziś, ale to nie znaczy, że są one bez sensu... Warto być otwartym...
Po drugie: Czasem wydaje się nam, że coś nie jest dla nas, bo jesteśmy zbyt mądrzy albo za głupi, zbyt męscy bądź nadto kobiece, za mali, za duzi... I patrząc tak stereotypowo zamykamy sobie drzwi do poznania prawdziwych siebie.
Przy okazji umniejszamy wartości. Taka na przykład <miłość>... Skojarzeń mamy mnóstwo. Wielu z nas uważa, że jest przereklamowana, dla mięczaków, dla kochasiów itd... Niewielu pamięta, że to Miłość rządzi światem - i to nie ta z romansów i z gazet... Uczepiłam się miłości, wiem... Ale to samo robimy z innymi cnotami. Łagodność - nie, bo w dzisiejszych czasach trzeba być twardym. Cierpliwość - nie, bo nie ma czasu, świat przyspieszył. Roztropność, umiarkowanie - nie, trzeba korzystać z życia. Posłuszeństwo - absolutnie nie, przecież jestem wolny i niezależny. Czystość - nie, o co w ogóle chodzi...
Pokuszę się o pewne stwierdzenie - każdy z nas ma być ambasadorem jakiejś wartości w świecie. Nieważne co świat na to. Jeśli jesteś cierpliwy albo roztropny albo łagodny albo żyjesz w czystości, nie daj sobie wmówić, że jesteś naiwny i nie nadążasz za światem. Bądź sobą, żyj w zgodzie ze swoim totemem, ze swoim ideałem osobistym.

A co jest Twoim totemem? Już wiesz?

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Oblicza Miłości

Powiedz mi, jaka jest Twoja Miłość,
- a ja powiem Ci kim jesteś.
/Jan Paweł II/


Jako, że Bóg jest Miłością i posłał Syna na świat by nam Miłość pokazał i uczył nas Miłości, to wszyscy jesteśmy do tej Miłości powołani. Jeśli chcemy to powołanie świadomie realizować, warto by się bliżej przyjrzeć tematowi...

Miłość ma różne oblicza, to chyba nie podlega dyskusji. Jest również mnóstwo sposobów okazywania miłości. Słowo MIŁOŚĆ u każdego z nas zrodzi różne refleksje. 

Pierwsza myśl to kogo kocham? Jeden pomyśli o dzieciach, rodzicach, rodzeństwie... Inny o mężu, żonie, chłopaku, dziewczynie... Jeszcze inny o przyjaciołach... Kolejny o biednych, chorych, samotnych, słabszych... Znajdą się i tacy, którzy pomyślą ogólnie o człowieku bądź grupie ludzi. 

Druga myśl to jaką miłością kocham? Tu przychodzą mi do głowy dwa wątki:

1. Cztery pojęcia określające miłość: eros, philia, agape i caritas rozwinięte w encyklice Benedykta XVI "O miłości chrześcijańskiej" (przy okazji polecam lekturę)
- eros - miłość pożądliwa, popędowa, pełna sentymentu, tęsknoty, oczarowania
- philia - miłość przyjaźni, wolna od zmysłowości, lojalna, wierna
- agape - typ miłości bezwarunkowej, opartej na duchowej więzi
- caritas - miłość wyrażająca się w działaniu na rzecz słabych, zagubionych, samotnych, chorych, miłość miłosierna

2. Pierwszy List do Koryntian rozdział 13.

... Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;  nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.  Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje,

Jaki przymiot miłości jest moim? Kocham cierpliwie, łaskawie? Kocham bezinteresownie? Zazdroszczę?... Jeśli uda się nam realizować wszystkie Pawłowe przymioty Miłości, to wierzę mocno, że będziemy jedną nogą w Niebie. 

Na każdego działa słowo MIŁOŚĆ. Każdy kocha i chce być kochany. Wszyscy znamy mnóstwo sentencji o miłości. Ks. Twardowski napisał w jednym wierszu zdanie, które za mną chodzi już od czasów liceum "...i zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że kochasz".

Która z myśli o miłości najbardziej odciska się w Twoim sercu? ... Czy wiesz dlaczego? ...

środa, 20 maja 2015

Drugi stopień formalny

Kiedy zamierzałam pisać o stopniach formalnych ideału , wydawało mi się to takie proste. Jednak, gdy próbuję teraz zebrać myśli w sensowną notatkę okazuje się to nie łatwe.

W pierwszym stopniu chodziło o praktykę/nawyk kilkukrotnego odnawiania treści ideału w ciągu dnia.

Drugi stopień jest związany z patrzeniem na siebie pod kątem ideału, a także, poniekąd, z rachunkiem sumienia z wykorzystaniem ideału osobistego.

Najpierw refleksja w tył: Jak dziś uwidocznił się mój ideał?  Jak w konkretnej sytuacji dnia się zachowałam? Czy zgodnie z tym, kim jestem?

Refleksja w przód: Co mogę zmienić w moim zachowaniu albo co zrobić w konkretnej sytuacji? Co stoi przede mną - jakie wydarzenie, wyzwanie? Co zrobić by zachować się w zgodzie ze sobą?

Gdy robimy rachunek sumienia, czy ten codzienny, czy ten tuż przed spowiedzią, często posiłkujemy się pytaniami z książeczki do nabożeństwa. Nie macie wrażenia, że połowa pytań jest banalna, albo w ogóle Was nie dotyczy?

Dla przykładu:
Jeśli w moim ideale jest zaakcentowana cierpliwość, to z tej cierpliwości chcę się rozliczyć. Nie wystarczy, że ani razu nie puściły mi nerwy - mogę nawet nie mieć z tym problemu. Środek ciężkości mojego sumienia przesunie się w kierunku wykorzystania mojej cierpliwości w codziennym życiu. Np. czy nie zaniechałam rozmowy z dzieckiem lub starszym człowiekiem (wiadomo, że w obu przypadkach trzeba wykazać się dużą cierpliwością)...

W ten sposób rozpatrując swoje postępowanie, powoli zacznę uwrażliwiać się na to, co Pan Bóg dla mnie przygotował. Zacznę widzieć jaśniej, które sprawy powinny być dla mnie ważne, a które mniej istotne. Wtedy i moje sumienie, będzie pracować z większym spokojem i w odpowiednim kierunku.

wtorek, 19 maja 2015

Jedz, módl się i kochaj

W filmach i książkach można znaleźć wiele inspiracji do poszukiwania swojego ideału osobistego. Można natknąć się na konkretną odpowiedź, ale można też znaleźć sposób szukania...

Liz, bohaterka książki Elizabeth Gilbert, "Jedz, módl się i kochaj", sprowokowana różnymi wydarzeniami czy refleksjami, wyrusza na poszukiwanie siebie. Przeczytałam tylko dwa rozdziały tej książki, ale obejrzałam film. Znalazłam kilka cennych podpowiedzi dla swojej drogi. Nie o tym jednak chciałam napisać. Ktoś, kto wiedział, że szukam ideału osobistego, podrzucił mi kilka lat temu fragment tejże książki. Dokładnie ten:

„ – Nie wiesz, że tajemnica zrozumienia miasta i jego mieszkańców tkwi w poznaniu… tego, co jest słowem ulicy? (…)
Gdyby się potrafiło czytać myśli ludzi, którzy mijają nas na ulicy w dowolnym mieście, odkryłoby się, że większość ma w głowie tę samą myśl. I to właśnie ona jest słowem miasta. Jeśli twoje osobiste słowo nie pokrywa się ze słowem tego miasta to rzeczywiście nie należysz do niego.
- Jakie jest słowo RZYMU? – spytałam.
- SEKS – oświadczył.
- Czy nie jest to tylko stereotyp?
- Nie.
- Chyba są w Rzymie jacyś ludzie, którzy myślą o czymś innym?
- Nie – przekonywał Giulio. – Jedyne, o czym wszyscy myślą przez cały dzień, to SEKS.
- Nawet w Watykanie?
- To co innego. Watykan nie jest częścią Rzymu. Mają tam inne słowo. WŁADZA.
- Można by raczej pomyśleć, że WIARA.
- WŁADZA – powtórzył. – Naprawdę. Ale w Rzymie tym słowem jest SEKS. (…)
- A jakie to jest słowo w Nowym Jorku? – spytał mnie Giulio.
Zastanawiałam się przez chwilę.
- To oczywiście czasownik. Myślę, że OSIĄGAĆ – odpowiedziałam w końcu zdecydowanym głosem. (…)
- A jak brzmi to słowo w Neapolu? – spytałam Giulia, który zna dobrze południe Italii.
- WALKA – oświadcza. – A co było tym słowem w twojej rodzinie, kiedy dorastałaś?
Trudne pytanie. (…)
- Jakie jest twoje słowo? ”



Pomyśl, podumaj...


Jakie jest Twoje słowo?

środa, 22 kwietnia 2015

Wdzięczność

Niezależnie kim jestem i jaka jestem, ważnym elementem w drodze do szczęścia jest postawa wdzięczności wobec Boga. Chyba nie trzeba nikogo uświadamiać, kto jest Stwórcą wszystkiego? Choć czasem wydaje się, że wszystko jest bez sensu i wszystko jest nie tak, to jednak wciąż jest za co dziękować. Choćby za to, że mam połączenie z Internetem i mogę znaleźć odpowiedzi na moje zmartwienia...

Myślę, że każdy z nas musi czasem przyjrzeć się swojej postawie wdzięczności.
Czy pamiętam by dziękować? Za co najczęściej dziękuję?
Gdy nauczę się dziękować, nauczę się również dostrzegać więcej dobra w moim życiu.

Podczas codziennej modlitwy z dziećmi wypracowaliśmy mały rytuał. Każdy mówi co wydarzyło się podczas dnia, za co jest wdzięczny. Są dni, że się nie chce nic powiedzieć, ale najmłodsza nie odpuszcza: "A Ty mamo, za co dziś dziękujesz?". I trzeba schować żale do kieszeni, skupić się i przez mgłę zmęczenia dziękować za dobry obiad, za czas z dziećmi, za odrobione lekcje czy telefon od przyjaciółki... I fajne to jest. Najbardziej zachmurzony dzień przemienia się w bezchmurną noc. I człowiek się kładzie spać szczęśliwszy.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Snajper

Zapewne zastanawiasz się, skąd na blogu o ideale osobistym taki tytuł...

W lutym byłam w kinie na filmie "Snajper". Może mam małe skrzywienie, ale dla mnie ten film był o ideale osobistym. Film przedstawia historię amerykańskiego snajpera - Chrisa Kyle. Swego czasu odwiedził Polskę, promując swoją książkę "Cel snajpera...", w której opisane zostały wspólne akcje Navy SEALs i GROM-u w Iraku. Zginął tragicznie, zastrzelony przez chłopaka, któremu pomagał.

Można by długo dyskutować nad słusznością jego profesji. Zabił 160 osób. Jak sam powiedział: z każdego strzału mógłby się rozliczyć przed Stwórcą. Żałował jedynie, że dalej nie może ratować życia amerykańskich żołnierzy. W związku z czym zaczął im pomagać wracać do życia z wojennej traumy.

Czemu w ogóle o nim piszę? W filmie pokazano scenę z jego dzieciństwa, w której jego ojciec opowiada synom o owcach, wilkach i psach pasterskich. Pies pasterski rzuci się na wilka gdy ten zaatakuje owce. Od tego czasu widać, jak Chris odkrywa, że jest psem pasterskim. To zadanie determinuje jego życie, jego wybory. Kształtuje jego sumienie. Dla wielu ludzi jest to postać co najmniej kontrowersyjna. Osobiście jestem przeciw przemocy i zabijaniu, ale nie umiem sobie wyobrazić naszego świata, złożonego z łagodnych baranków, ciągle i ciągle gotowych na śmierć z łap i zębów wilków. Co innego będzie w raju - sama miłość i łagodność, ale do tego czasu musimy żyć tu i teraz...

W postawie Chrisa imponuje mi coś innego niż jego profesja. Mianowicie wierność swoim zasadom.

Ojciec Kentenich w obliczu nadchodzącego faszyzmu, a potem bolszewizmu mówił, że nadchodzą czasy, gdy wszystko będzie się w nas chwiać. Nie pomogą nam wtedy praktyki religijne, ale nasze zasady i nasze silne osobowości.

Chris ukształtował w sobie silną i pewną siebie osobowość psa pasterskiego. I dzięki niej mógł robić to co robił. Nie był tylko osiłkiem, z parciem na karabin. Wystarczy poczytać wywiady z nim. Kochał swoja rodzinę i dla niej ostatecznie odszedł z służby w Iraku. Jego ideał nie przestał być żywy. Przerzucił swoje siły na obronę swojej rodziny i na pracę dla weteranów wojennych.

Żeby było jasne. Nie znam go osobiście, nie poznałam. Nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje, zanim obejrzałam film. Swoją opinię i refleksje opieram na tym co przeczytałam i zobaczyłam. Dzieląc się tym, chcę zwrócić uwagę na osobliwości związane z ideałem osobistym. Nie każdy z nas jest łagodnym i uśmiechniętym św. Franciszkiem... Są ludzi powołani do zadań, które dla innych będą nie do przyjęcia. Wpatrywanie się w swój ideał i dostrzeganie ideałów ludzi wokół nas, pozwoli nam rozwijać coraz większą postawę szacunku dla siebie nawzajem.

Dla jednych Chris Kyle jest mordercą, dla innych bohaterem, bo uratował ich życie. To już jest dowód na to, że musimy patrzeć dalej i głębiej.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Pierwszy stopień formalny

Jest taka scholastyczna zasada - nullus habitus sine repetitione actuum. Oznacza ona, że nie można wyrobić zasadniczej postawy duchowej, nie powtarzając ustawicznie zmierzających do jej wyrobienia aktów. Ma ona ogromne znaczenie w przypadku wcielania ideału osobistego w życie.

Nazwałam ideał. I pamiętam go. Żeby jednak mógł stopić się ze mną, żeby stał się moja drugą skórą, to nie wystarczy, że pamiętam. Muszę go sobie nieustannie przypominać. Im bardziej zakorzeni się w mojej duszy, tym bardziej stanie się funkcjonalny.

Konkretnie: kiedy mam go sobie przypominać? Najlepiej kilka razy dziennie. Mówią, że do pięciu razy, ale z praktyki własnej wiem, że i dwa razy dziennie nie jest łatwo. Nie jestem osobą konsekrowaną i mój porządek dnia jest świecki. Każdy z nas ma swój styl życia, każdy na swój sposób komunikuje się z Bogiem w ciągu dnia. Zatem, każdy musi sam znaleźć swoje chwile na przywołanie ideału. Na początek przy modlitwie porannej i wieczornej. Potem okaże się, że jest wiele okazji: przed posiłkiem, w samochodzie, na początek podróży, tuż przed powrotem męża z pracy, na spacerze z kijkami, podczas mszy świętej, po przyjęciu komunii, podczas Anioła Pańskiego, Różańca, czy Koronki (w zależności od tego, jak się kto modli)...

Jak sobie przypomnieć? Normalnie, najlepiej swoimi słowami:
Drogi Boże, to ja - "Totus tuus". Dziękuję Ci za moje piękne imię...
Maryjo, chcę być wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Ciebie...  
.
.
.

Częste powtarzanie ideału można łączyć z ustalonymi praktykami duchowego porządku dnia. To pomaga, ale o tym napiszę następnym razem.

Mam ideał - co dalej?

Mam nazwany ideał osobisty. I co teraz? Co zrobić, żeby nie pozostał jedynie czczą formułką?
Przecież nie po to tyle czasu go szukałam, żeby jego opis pozostał tylko w moim zeszycie... 

Ideał osobisty odkryłam, aby świadomiej żyć. Żyć w zgodzie z Bogiem, w zgodzie z bliskimi (i tymi mniej bliskimi) oraz w zgodzie z sobą samą. Teraz już wiem (albo mniej więcej wiem) kim jestem. Już wiem do czego zostałam powołana i jaką chce mnie na co dzień widzieć Bóg. Zrobię co trzeba, na miarę moich sił i możliwości, aby mój ideał powoli się urzeczywistniał.

Jak się do tego zabiorę? Ks. Kentenich poleca pięć stopni formalnych, które pozwalają zmierzać ku ideałowi. Są to: częste powtarzanie ideału w ciągu dnia, rachunek sumienia w świetle ideału, rozstrzyganie wątpliwości w świetle ideału, przyjmowanie postawy według ideału oraz w końcu funkcjonowanie ideału jako siły wewnętrznej. 

Za pośrednictwem stopni formalnych ideał osobisty staje się jak gdyby słońcem, które nieustannie wylewa ożywcze światło i ciepło na całe nasze życie. Stopnie formalne uczą nas, jak zdobyć ten ideał, względnie jak go przyjmować w darze od Ducha Świętego, jak pełnić zgodne z nim uczynki, a unikać tych, które mu się sprzeciwiają, aż wreszcie najobojętniejszy nawet postępek przepojony zostanie jego życiem i barwą, aż ideał osobisty zacznie nas niejako „prześladować” na każdym kroku, domagając się nieustannie uwzględnienia i spełnienia, i dopóty nie da nam spokoju w naszych dążeniach twórczych, dopóki nas Bóg do siebie nie powoła. (...) [cyt. z "Asceza organiczna"]

Do realizowania ideału osobistego potrzebne są również środki ascetyczne. Wspierają one dążenie do świętości. Tymi środkami są: duchowy porządek dnia, postanowienie szczegółowe, a także kierownictwo duchowe.

W kolejnych wpisach wszystko stanie się bardziej zrozumiałe...

piątek, 10 kwietnia 2015

Szerokość ideału

Przy okazji wywołania św. Pawła, nasunęła mi się pewna refleksja dotycząca ideału osobistego, a właściwie jego "szerokości", czy zasięgu.

Ludzie są przeróżni. Przeróżnymi talentami zostali obdarowani. Każdy ma inną dynamikę działania.

Są typy ludzi, co do których od razu wiadomo, do czego zostali powołani. Jedno konkretne zadanie i konkretne warunki do jego spełnienia. Np. Matka Teresa z Kalkuty, brat Albert, ks. Jerzy Popiełuszko czy Stanisława Leszczyńska (położna z obozu Auschwitz-Birkenau).

Są również ludzie, którym Pan Bóg postawił w bardziej złożonych okolicznościach. Mają oni możliwości działania na różnych płaszczyznach i w różnych kierunkach, które na pierwszy rzut oka się wykluczają. Sama tego doświadczyłam.

Na początku wyobrażałam sobie, że mój ideał to będzie konkret (ja i moja analityczna głowa). W pewnym momencie na mojej kartce, gdzie zapisywałam różne słowa klucze, hasła itp. wyłoniły się dwa najmocniej przemawiające do mnie słowa. Były w stosunku do siebie mniej więcej jak woda i ogień. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Jak mogę jednocześnie stać i biec? W tym samym czasie marzyć i twardo stąpać po ziemi? Próbowałam różnych zabiegów. Skoro nie mogę być jednym i drugiem, to może jestem gdzieś pośrodku? Nawet znalazłam środek Pisma Świętego i miałam nadzieję, że zdanie w jej środku wszystko wyjaśni... Teraz się uśmiecham jak to sobie przypominam. Byłam bardzo zdeterminowana. Nie udało mi się oczywiście znaleźć środka, bo nie było go. Trochę czasu minęło, aż zrozumiałam, że mam być jednym i drugim.
Podobnie jak Józef Engling (Allen Alles - wszystkim dla wszystkich...) czy Jan Paweł II (Totus Tuus - cały Twój).

Wszystkim dla wszystkich

Jestem wielką fanką św. Pawła. Nie znam go jeszcze na wskroś, ale inspiruje mnie każdego dnia na nowo. Poniższy fragment z Listu do Koryntian brzmi trochę jak opis ideału osobistego. 

Tak sobie myślę, że Józef Engling (wielka postać Szensztatu, którą również niezmiernie cenię) formułując swój ideał osobisty, wpatrywał się właśnie w ten tekst.

20 Dla Żydów stałem się jak Żyd, aby pozyskać Żydów. Dla tych, co są pod Prawem, byłem jak ten, który jest pod Prawem - choć w rzeczywistości nie byłem pod Prawem - by pozyskać tych, co pozostawali pod Prawem. 21 Dla nie podlegających Prawu byłem jak nie podlegający Prawu - nie będąc zresztą wolnym od prawa Bożego, lecz podlegając prawu Chrystusowemu - by pozyskać tych, którzy nie są pod Prawem. 22 Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. 23 Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.
(1 Kor 9, 20-23)

W Piśmie Świętym znajduje się wiele inspiracji. Niezależnie czego człowiek w Nim szuka, zawsze znajdzie to, co ma być odnalezione. 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Ideały - przykłady z życia

Pierwszym, który wcielił w życie koncepcje ks. Józefa Kentenicha dotyczące ideału osobistego był jego uczeń – Sługa Boży Józef Engling. Swój ideał wyraził w słowach „Chcę być wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Maryi.” Pierwszy raz zapisał te słowa jako 18-letni chłopak w swoim dzienniczku podczas zimowych rekolekcji. Wielokrotnie powtarzane zdanie było dla niego wielką pomocą w dążeniu do świętości. Młody Engling doszedł do przekonania, że skoro ma być kapłanem, to powinien wszystkie swoje siły skierować na służbę ludziom. Druga część ideału opisuje jego wielką miłość do Maryi. Józef Engling kierował się swoim ideałem nawet w koszarach i na froncie. Pozostał wierny swojej misji, aż do śmierci podczas I wojny światowej.

Podobnie do Englinga swoją dewizę życiową określił święty Jan Paweł II, który jako młody Karol Wojtyła oddał się Matce Bożej. Oddanie to sformułował w haśle „Totus Tuus – cały Twój”. Ideał ten przepajał życie, postawę, słowa, zachowanie, podejmowane decyzje i przedsięwzięcia papieża. Owocność formuły „Totus Tuus” jest jednocześnie potwierdzeniem słuszności szensztackiej koncepcji ideału osobistego.

Współzałożycielka Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi – siostra Emilia Engel swój ideał osobisty sformułowała następująco: „Tak, Ojcze! Tak, Matko!”. Ks. Józef Kentenich był przekonany, że s. Emilia otrzymała szczególnie ważne posłannictwo i polecał jej, aby swoim życiem pokazywała wspólnocie skromną drogę do świętości. Była to droga rzeczywiście bardzo prosta. Dla s. Emilii nie istniał podział na świat doczesny i nadprzyrodzony. We wszystkim dostrzegała niekończącą się miłość Boga. Pielęgnując życie w duchu swojego ideału siostra Emilia pokonała wiele swoich lęków i niedoskonałości. Ojciec św. Benedykt XVI 10 maja 2013 r. poprzez publiczne ogłoszenie Dekretu o heroiczności cnót M. Emilii zakończył pierwszą część jej procesu beatyfikacyjnego. Tym samym Kościół potwierdził jej świętość. Uznał, że skromną drogą jaką szła przez życie siostra Emilia, można wielu ludziom ukazać dobroć Boga i samemu zyskać świętość.

Wspaniałą drogę poszukiwania ideału osobistego przeżyła Barbara Kast, członkini Szensztackiej Młodzieży Żeńskiej w Chile. Tę młodą dziewczynę od samego początku urzekała wizja tabernakulum. Przygotowując się do zawarcia Przymierza Miłości z Matką Bożą zaczęła przyglądać się swojej historii życia. Z niej wyłonił się ideał osobisty, który w ostatecznej formie brzmiał „Być tabernakulum Boga, nieść innym ludziom Chrystusa i Szensztat”. Ideał zdeterminował krótkie życie Barbary. Umacniany częstą Komunią Świętą i Adoracja Najświętszego Sakramentu przenikał jej codzienność. Jej droga, łącznie z oryginalnymi zapiskami z dzienniczka została zapisana w książce E. Uriburu o tytule "Barbara Kast".

Na górnej płycie sarkofagu, w którym spoczywają doczesne szczątki ks. Józefa Kentenicha, jest napis „Dilexit Ecclesiam” (Umiłował Kościół). On sam życzył sobie, aby te słowa widniały na jego grobowcu, gdyż widział w nich syntezę swojego życia i posłannictwa. Nie jest to jednak formuła określająca dokładnie jego ideał osobisty. Mimo, iż był twórcą całej koncepcji ideału, ideał osobisty przez niego nazwany pozostał tajemnicą.

Na koniec kilka przykładów ideałów gdzieś zasłyszanych, przeczytanych...
- ojciec dwójki dzieci: „chcę być <złotym> ojcem, złotym jak kielich”
- nauczycielka: "chce ukazywać życiem prawdziwy, maryjny styl kobiety i uczyć tego innych”
- nowicjuszka Instytutu Sióstr Maryi: „służyć Jezusowi w każdym napotkanym człowieku”
- „być lilią kwitnącą na pustyni”
- "siewca radości"
- "podtrzymujący dobro jak Szymon z Cyreny"
- "radosna ośliczka"
- "oaza pokoju"
- "piastunka ogniska domowego"

---------

Jak widać, ideał nie może być za prosty, ani za ambitny. Jego zasadnicza treść ukrywa się za słowami. 

Nazywam ideał

Czy poznałeś siebie dość dobrze? Czy wiesz już jaki jest Twój ideał? Czy nazwałeś go? Może coś Ci w głowie krąży, ale nie masz odwagi tego ubrać w słowa? 
Czyżby TO coś było za górnolotne, za ambitne, zbyt proste...? 

Jeśli masz jakąś taka myśl/pomysł/hasło zapisz je sobie na kartce i popatrz na nie. Co czujesz? 
- Tak, to jest to! Czy: - Nic? 

... Ja nie czułam nic. I to było straszne uczucie. Gdy zaczynałam poszukiwania, wyobrażałam sobie, że mój ideał osobisty mi się objawi, a temu objawieniu towarzyszyć będą, co najmniej, motyle w brzuchu. Tymczasem... Patrzyłam na słowa i kręciłam nosem z niedowierzaniem. Widziałam, że to jestem JA, ale nie byłam pewna czy to jest mój ideał... 
Wtedy usłyszałam radę duchową: nie bój się nazwać ideału. To nie podpisanie wyroku... Przyjmij go takim jaki jest dziś. Pochodź z nim. Popatrz na niego. Zobacz jak funkcjonuje. Jeśli będzie za mały to do powiększysz, jeśli będzie za duży, to go obetniesz. Jeśli będzie oderwany od rzeczywistości, to zweryfikujesz założenia. Może jeszcze za mało siebie znasz. Mimo to, nie bój się nazwać ideału dzisiaj. Niech to będzie robocza nazwa.
Od pierwszej wersji słownej mojego ideału minęło kilka lat. W tym czasie formę zmieniłam kilka razy. I nie żałuję. I jestem pewna, że to było dla mnie dobre, takie rozeznawanie z każdej strony.

Mój mąż dostał kiedyś kartkę. Było tam pewne hasło. Przygarnął to hasło i do dziś jest w centrum jego ideału. On nie miał problemu z formami. Może to kwestia temperamentu. Jeśli jesteś perfekcyjnym melancholikiem długo nie będziesz mógł odnaleźć idealnych słów...

Uwaga! To nie koniec. Nazwanie ideału to początek drogi. W kolejnych wpisach dowiesz się co z tym ideałem dalej robić. 

A jeśli jeszcze nie masz pomysłu nie martw się. Spróbuję podsunąć Ci jeszcze kilka inspiracji do poszukiwań. Sam też ich szukaj dookoła!

Oczekiwania

"A myśmy się spodziewali…" /Łk 24, 21/

Czasem tak jak uczniowie idący do Emaus, rozprawiamy o tym, jak bardzo jesteśmy rozczarowani życiem. Rozczarowani małżeństwem, rozczarowani rodzicielstwem, rozczarowani ludźmi, rozczarowani przebiegiem wydarzeń, rozczarowani efektami pracy nad sobą... rozczarowani wszystkim...

Mamy tyle oczekiwań, tyle wyobrażeń na każdy temat... Ile z tego się spełnia tak jak sobie wymyśliliśmy? Jeśli się spełnia po naszej myśli, to super. Może nawet pamiętamy żeby podziękować Bogu za to, że wyszło to czy tamto. Co jednak, jeśli się nie spełnia? Obrażamy się na Boga i na wszystkich dookoła? Zagryzamy zęby i udajemy że nic się nie stało, w sercu zostawiając nieuświadomiony żal? A może wracamy do naszych założeń i je analizujemy? Może już na początku nasze oczekiwania były oderwane od rzeczywistości?

Czego oczekiwałam wychodząc za mąż? (Mąż miał mnie nosić na rękach, słuchać kiedy mówię i cały wolny czas spędzać ze mną...? Pracuje 10 godzin dziennie i wraca do domu padnięty! Mieliśmy być zgodni we wszystkim...? Ogień i woda!) 

Jak wyobrażałam sobie życie matki? (Moje dziecko miało być piękne i mądre...? Jest zezowate i ma dysleksję! Miało mnie słuchać i wykonywać polecenia w trybie natychmiastowym...? Ma swoje zdanie i na wszystko czas!) 

Czego spodziewałam się zaczynając pracę nad sobą? (Gdy postanowiłam, że przestanę krzyczeć, to miałam zwyczajnie przestać krzyczeć...? Nadal krzyczę!)

Wciąż się spodziewamy, że coś się stanie, że ktoś się zmieni, że Ktoś załatwi nasze sprawy... 

O, my nierozumni, jak nieskore są nasze serca do dostrzegania Boga i Jego woli dookoła nas. 

Konfrontujmy nasze oczekiwania z rzeczywistością, która nas otacza. Bóg jest w tej rzeczywistości, jest w drugim człowieku. Nie wszyscy jesteśmy tacy sami. Każdy ma inne zadanie, inny ideał. Nie oczekujmy od siebie nawzajem nic ponadto, co możemy sobie ofiarować. Wtedy z pewnością będzie nam łatwiej znieść, że nie zawsze jest tak, jak żeśmy się spodziewali...

sobota, 28 marca 2015

Resume

Przed nami Wielki Tydzień. Będzie wiele okazji do skupienia i medytowania nad Tajemnicą Wiary - Tajemnicą Śmierci i Zmartwychwstania. Może warto wykorzystać ten czas również na spojrzenie w siebie.

W minionych tygodniach otrzymaliśmy dużo impulsów do rozmyślań. Nie chodzi mi o wpisy na moim blogu, ale ogólnie o wszystkie treści płynące z otaczającego nas świata. Przydałoby się je zebrać, przesiać przez własne filtry. Zorientować się, które są przeznaczone konkretnie dla nas, co możemy z nimi zrobić...

Jeśli przeszedłeś zaproponowaną przeze mnie drogę poznania siebie, popatrz na swoje zapiski. Uzupełnij je. Jeśli jeszcze nic nie zapisałeś, to usiądź i zapisz. Może w tych świętych dniach dana Ci będzie łaska poznania Twojego imienia - ideału osobistego. Nie przejmuj się i nie martw jeśli nic nie stanie się jasne. Szukanie w sobie myśli Boga wymaga czasu...

Przy okazji przygotowań do Świąt Zmartwychwstania będzie wiele okazji do przyglądania się sobie: w działaniu, w modlitwie, w odpoczynku, w spotkaniach z przyjaciółmi i rodziną.... Warto o tym pamiętać. W codzienności szukajmy odpowiedzi na pytania: "kim jestem?", "jaki jestem?", "kiedy jestem prawdziwy?", "po co jestem?", "do jakiego zadania zostałem powołany?"...

Ja znikam na chwilę...  Po Wielkanocy będę pisać dalej. Mam jeszcze w głowie parę myśli, które nie zdążyły zostać przemienione na słowa.

Tobie i Wam życzę owocnego Świętego Czasu i radości w przeżywaniu Tajemnicy Zmartwychwstania!

piątek, 27 marca 2015

Droga Krzyżowa

W czasie piątkowej Drogi Krzyżowej przypomniało mi się pewne małżeństwo.

Jej ideał osobisty ukryty został w spotkaniu Chrystusa z Weroniką. 
On odkrył swój ideał dzięki Szymonowi z Cyreny. 

wtorek, 24 marca 2015

Symbole

Wielką pomocą na drodze poszukiwania ideału osobistego są symbole.

Jaki symbol przemawia do Ciebie i dlaczego?

To mogą być przeróżne rzeczy.
- w przyrodzie: potęga gór, błękit nieba, zieleń łąk, spadające jesienią liście, szum morskich fal, śpiew ptaków, siła wiatru, ciepło ogniska, szybujący orzeł, klucz ptaków...
- w kościele: tabernakulum, kielich, płomień świecy na ołtarzu, krzyż, witraże...
- wszędzie...

Często w symbolach ukryte są nasze pragnienia, nasze mocne strony. Symbole otwierają nas na świat, który wyrażają. Pomagają nazwać nienazwane i nienazywalne.

Modlitwa

Czy posiadasz jakąś ulubiona modlitwę? Może jakiś inny sposób kontaktowania się z Bogiem?

Nawet jeśli masz problem z modlitwą jako taką, na pewno masz swoja ulubioną... Krótki akt strzelisty, konkretną modlitwę, może jakąś pieśń, którą chętnie śpiewasz... Może sam ułożyłeś swoją modlitwę. A może jest to jakiś psalm albo inny fragment Pisma Świętego?

Warto się zastanowić, dlaczego akurat ten tekst, ta modlitwa, ta pieśń... Może wiąże się z jakimś przeżyciem, które łączyło się z Twoim osobistym spotkaniem Boga? Może w tym spotkaniu Bóg nadał Ci imię - ideał osobisty?

Ja swój ideał osobisty odkryłam, właśnie dzięki tekstowi pewnej piosenki...

niedziela, 22 marca 2015

Ideał osobowości i zadania

O. Kentenich w 1935 roku powiedział:

Można rozróżnić ideał osobowości i ideał zadania.

Ideał osobowości: Pan Bóg chciałby, abym był wrażliwszy, a mój umysł bardziej klarowny. Na pierwszym planie chodzi więc o moją osobowość, o samouświęcenie.

Ideał zadania: tu chodzi o moje zadanie, powierzoną mi przez Pana Boga rolę. Bóg tak mnie ukształtował, bym mógł je spełnić.

Pod pojęciem ideału osobistego chcemy widzieć te dwa elementy...
Warto się więc zastanowić nad wzajemnym oddziaływanie między osobowością a zadaniem.
Wychowuję siebie do spełnienia zadania, ale jestem również przez to zadanie wychowywany.

W większości przypadków bardziej jesteśmy formowani przez zadania niż bezpośrednią pracę nad naszym charakterem.

Poznając siebie, odkrywamy przed sobą swoją osobowość, nazywamy siebie, widzimy jaśniej, prawdziwiej. Przy okazji odkrywamy też to, do czego zostaliśmy powołani, rysują się przed nami konkretne zadania, dla których zostaliśmy stworzeni. Zostaliśmy stworzeni właśnie tacy - każdy jedyny i niepowtarzalny, każdy do konkretnej misji, którą wypełnić w sposób doskonały może tylko on sam.

Czemu o tym piszę? Szukając ideału każdy zwróci uwagę na coś innego. Jeden podejdzie od strony osobowości, inny od strony zadania. Każdy podejdzie od dobrej strony.

Po tylu zapisanych stronach w zeszycie (mam nadzieję, że robisz notatki), na pewno coś Ci się wyłania. Dostrzegasz już jakiś zarys siebie. To właśnie to. Im więcej obserwujesz, poznajesz, prosisz Boga o łaskę poznania, tym bardziej ów zarys staje się wyraźny.

sobota, 21 marca 2015

Hierarchia wartości

Na portalach psychologicznych czytamy, że świadomość własnych wartości jest ważna w życiu. Ułatwia podejmowanie decyzji, dokonywanie wyborów. Pozwala rozsądniej planować swój czas i realizować własne cele. Wartości, które pielęgnujemy wiążą się również z ideałem osobistym. Dlatego dobrze by było poznać swoją hierarchię wartości. Uświadomić ją sobie nie tylko po to by odkryć, "kim jestem", ale też po to aby zacząć świadomiej się nią posługiwać.

Jak to zrobić? Nie obejdzie się chyba bez długopisu i kartki, albo nowego pliku tekstowego w laptopie czy tablecie...

Pomyśl co jest dla Ciebie ważne w życiu. Poniżej pomoc w postaci wymienionych wybranych dziedzin, które mogą mieć znaczenie dla człowieka. To otwarta lista... Dla każdego może się liczyć w życiu co innego. 
  • sfera duchowa (religia, modlitwa, apostolstwo, mistyka...)
  • rodzina (relacje z rodziną, małżeństwo, macierzyństwo, ojcostwo, braterstwo...) 
  • związki międzyludzkie (miłość, przyjaźń, komunikacja...)
  • samorealizacja (rozwój osobisty, wykształcenie, rozwijanie talentów...)
  • praca (rodzaj pracy, relacje szef-pracownik, kariera, podejście do pieniądza...) 
  • społeczeństwo (zaangażowanie społeczne, projekty, przynależność do grup społecznych, polityka...)
  • relaks (przyjemności, zabawa, czas dla siebie...)
  • zdrowie (fizyczność, kondycja, diety, troska o zdrowie...)
  • ...
  • ...
  • ...
Wypisz sobie wszystkie wartości jakie przyjdą Ci do głowy. Nie szereguj ich jeszcze. Po prostu spisz. Potem dopiero, jak już lista będzie gotowa (kiedyś może jeszcze do niej wrócisz i uzupełnisz), uszereguj je. Nadaj wartości cyfrowe (0 - nieważne, 10- najważniejsze) albo spisz od najważniejszej do najmniej ważnej. Bądź z sobą szczery. Popatrz na siebie. Jesteś bardzo wartościowym człowiekiem!

czwartek, 19 marca 2015

Tak jak Maryja

W poprzednim poście pisałam o Chrystusie. Dziś parę słów o Maryi. Mimo, że była Ona wyłącznie człowiekiem, to dzięki działaniu Bożej łaski w pełny sposób odzwierciedla wszystkie przymioty Swojego Syna. Jeśli Chrystus jest Sprawiedliwością, to Maryja jest Zwierciadłem Sprawiedliwości. Nie damy rady w pełni być jak Ona, ale nasz ideał osobisty z pewnością się zawiera w Jej Ideale.

Przemyśl:
Jaką Matkę Bożą widzisz gdy zamykasz oczy?
Czy jest to Maryja wędrująca z pośpiechem w góry do Elżbiety, czy Maryja interweniująca w Kanie, a może Maryja spotykająca Syna na Drodze Krzyżowej? W Piśmie Świętym jest niewiele scen związanych z Matką Bożą. Która najbardziej do Ciebie przemawia?

Może jest Ci bliski jakiś konkretny obraz Matki Bożej...? Matka Boża Nieustającej Pomocy, Częstochowska, Ostrobramska, Fatimska, Piaseczna, Brzemienna... itd... Jeśli porusza Ci się serce na jego widok, to znaczy, że coś w tym jest. Przyjrzyj się sobie. Który przymiot Maryi jest Twoim? Który jesteś w stanie w sposób naturalny rozwinąć?

Jeśli nie przemawia do Ciebie żaden obraz, ani scena biblijna, to możesz zajrzeć do Litanii Loretańskiej. Tam są wymienione wszystkie doskonałe cechy Maryi. Czy nie jest tak, że przy którymś wezwaniu bardziej bije Ci serce?

Przykładowo:
Odmawiasz litanię i przy wezwaniu "Przyczyno naszej radości" czujesz jakieś ciepło w sercu. Może dlatego, że sam dajesz radość innym. Może to Twój ideał <być przyczyną radości>...
A co znaczy, gdy serce drży przy wezwaniu "Bramo niebieska"? Może Ty właśnie poprzez swoją postawę, świadectwo życia, jesteś taką bramą do Nieba dla ludzi, z którymi się spotykasz.

Nie wiem... Strzelam... Musisz pomyśleć, pomedytować sam. A jeśli masz problem z Maryją, z jej kultem, wielkością, polecam lekturę na stronie dominikanów: Dlaczego czcimy Maryję?

środa, 18 marca 2015

Twój Chrystus

Kiedy kilka lat temu rozpoczęłam drogę szukania ideału, miałam ciekawą rozmowę z pewnym franciszkaninem. Opowiadałam mu wtedy z wypiekami na twarzy o ideale osobistym, o samowychowaniu, itd.. Byłam na początku drogi więc, gdy stwierdził, że wystarczy naśladować Chrystusa i czytać Ewangelię, nie miałam argumentów i rozmowa się skończyła. Miał rację twierdząc, że Chrystus powinien być ideałem, ale...

I tu posłużę się pewną książeczką, którą wyszperałam w ubiegłym miesiącu w jednym z antykwariatów internetowych. Jest to oprawione w twardą oprawę, napisane na maszynie opracowanie o wdzięcznym tytule "Ideał osobisty". Nie ma daty, ale strzelam, że powstała w latach 50-60-tych. Nie ma autora, ale z treści wnioskuję, że napisano ją na potrzeby palotynów. Przeczytałam... Jestem pod wrażeniem. Książeczka jest wciąż aktualna i fajnie systematyzuje wiedzę. To właśnie w niej przeczytałam kilka zdań o ideale osobistym w odniesieniu do Chrystusa.

Chrystus jest Bogiem i człowiekiem. Pokazał nam Boga w ludzki sposób. Jednak przez fakt, że jest Bogiem, nie jesteśmy w stanie Go w sobie odtworzyć. Chrystus posiada doskonałość w każdym calu, w każdej chwili, na każdym kroku... Nasza ludzka ograniczoność nigdy nie pozwoli nam odzwierciedlić takiej doskonałości. Nawet po śmierci nie będziemy tak doskonali. Co za tym idzie, nasz ideał nie pokryje się całkowicie z ideałem Chrystusa, ale będzie w nim zawarty.

I tu przychodzi czas na refleksję. Która spośród doskonałości Chrystusa najbardziej odpowiada naszym przyrodzonym skłonnościom? Zapytasz, jak to zbadać?

Przede wszystkim znajdź czas na rozmyślanie. Gdy już będziesz miał czas, pomyśl, kim jest dla Ciebie Chrystus? Przywołaj fragmenty Pisma Świętego z Chrystusem w roli głównej. Które najbardziej do Ciebie przemawiają? Czy są to spotkania z człowiekiem, czy konkretne cuda? Chrystus w Ogrójcu, na Golgocie? Chrystus nauczający, modlący się, zagniewany, skupiony, spostrzegawczy...? Który Chrystus jest Twój?

I krok dalej. Twój Chrystus pokazuje Ci coś. Mówi Ci o Twoich pragnieniach bycia lepszym, doskonalszym..., świętym. To, że akurat widzisz go w konkretnej scenie biblijnej, ma ogromne znaczenie. Jeśli jest to prawdziwy poryw serca, to właśnie ta doskonała cecha Chrystusa ukryta w tej scenie, jest Twoją poszukiwaną idealną cząstką. Koniecznie to sobie zapisz.

poniedziałek, 16 marca 2015

Co w duszy gra?

Wraz ze świętymi wchodzimy coraz bardziej w obszary naszej duchowości. Jest wiele rodzajów duchowości. Wystarczy przyjrzeć się charyzmatom założycieli zakonów, wspólnot, stowarzyszeń. Każdy z nich rozwinął inny sposób łączenia się z Bogiem. Jedni przez modlitwę kontemplacyjną, inni przez ubóstwo i służbę najbiedniejszym, jeszcze inni przez pracę... itd. Ostatnio zachęcałam do przyglądania się świętym postaciom - ludziom, których ideały nam przyświecają. Dziś przyjrzyjmy się bardziej samym cnotom, których owi święci są ambasadorami.

Św. Franciszek Salezy w 1608 roku napisał piękne dzieło: "Filotea czyli droga życia pobożnego". To doskonały podręcznik świętości w życiu codziennym. Każdy może znaleźć tam cenne wskazówki do swojego życia. Nawet dziś..., a może zwłaszcza dziś. (Przy okazji zachęcam do lektury.)

W jednym z rozdziałów, o tytule "O wyborze cnót, w których szczególnie trzeba nam się ćwiczyć", czytam: „w wyborze cnót, w których mamy się ćwiczyć, winniśmy się skłaniać raczej do tych, które są bardziej zgodne z naszym powołaniem i z naszymi obowiązka­mi, aniżeli do tych, które nam bardziej przypadają do smaku. […] Każde powołanie wymaga ćwiczenia się w osob­nej, jemu właściwej, cnocie. Inne są cnoty duchownych, a inne świeckich; inne żołnierskie, inne biskupie, a inne królewskie; inne panieńskie, inne małżeńskie, a inne wdowie” (FIL, s. 131-132)

Pierwsza i najważniejsza jest miłość. To z niej powinna wypływać cała nasza praca nad sobą. Bez miłości wszystko nie miałoby sensu. Jednak miłość sama nie wystarczy. Jest jak królowa pszczół (obraz z Filotei). Nigdy nie wyrusza sama. Wokół niej jest mnóstwo innych pszczół i każda z nich ma inne zadanie. Tyle też jest cnót, które towarzyszą miłości, dodając jej jeszcze więcej blasku.

Cnoty pomagają nam prowadzić dobre życie. Jedne przychodzą nam z łatwością, w innych musimy się ćwiczyć latami, a i tak może się okazać, że za dużych postępów nie zrobiliśmy.

Pomyśl zatem:
Pielęgnowanie, której cnoty przychodzi Ci najłatwiej? Czy to któraś ze cnót kardynalnych (roztropność, umiarkowanie, męstwo, sprawiedliwość), a może jakaś cnota obywatelska (dyscyplina wewnętrzna, odpowiedzialność, tolerancja, uspołecznienie, uczciwość, sprawiedliwość)?
Są jeszcze owoce działania Ducha Świętego: miłość, radość, pokój, cierpliwość, łaskawość, dobroć, uprzejmość, cichość. wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość. Który wzrasta w Twojej duszy najwyżej?

Zapisz sobie drukowanymi literami, co jest Twoją małą cnotą, w której od dzisiaj chcesz się ćwiczyć i która może stanie się elementem Twojego ideału osobistego.

piątek, 13 marca 2015

Autorytety

Zastanawiałeś się czemu podziwiasz tylko niektórych ludzi?

Bardziej cenisz zdanie babci niż dziadka. Wolisz słuchać Cejrowskiego niż Hołowni (lub odwrotnie). Rozczytujesz się w pismach św. Teresy Wielkiej, a nie w  św. Tomasza z Akwinu. Przemawia do Ciebie postawa św. Pawła, a nie św. Piotra. Itd...

Wiesz, czemu tak jest? To już nie jest przyciąganie plus/minus. Ci święci lub te osoby, których sposób działania i mówienia cenisz, mogą odzwierciedlać Twoje własne pragnienia i tęsknoty. Prawdopodobnie masz w sobie ten sam oręż. Np. miecz jak św. Paweł, ubóstwo jak św. Franciszek, czy wrażliwość jak św. Matka Teresa...

Pomyśl sobie: Jakich świętych cenisz najbardziej? Kto jest Twoim autorytetem? Jak myślisz, dlaczego akurat oni są dla Ciebie ważni? Jakie ich cechy charakteru są Tobie bliskie? W jakiej "słusznej sprawie" mógłbyś stanąć u ich boku? Który święty jest Twoim patronem? Kogo wybierzesz na swojego przewodnika? Zapisz to sobie w zeszycie.

Pamiętaj, żeby patrzeć na siebie pokornie, czyli prawdziwie i realnie. Nie musisz się od razu rzucać z motyką na słońce, tylko dlatego że Ci imponuje Joanna d'Arc. Nieporozumieniem by było, gdybyś swój talent oratorski wykorzystywał w schronisku dla bezdomnych, tylko dlatego, że w kościele ksiądz mówił o naśladowaniu św. Matki Teresy czy św. brata Alberta. Bezdomni nie potrzebują wielkich słów, ale ciepłego koca. Wielkie słowa przydadzą się gdzie indziej...

Szukamy ideału, więc musimy sięgać wysoko, ale nie bądźmy "świętsi od papieża". Św. Salezy zawsze powtarzał, że każdy ma swoje miejsce. Zakonnik w zakonie, a świecki w świecie. My świeccy, nie rzucimy rodzin i pracy zawodowej, ale możemy doskonalić się w małych cnotach, na których straży stoją święci.

Mnie w jakiś sposób inspiruje dynamika św. Pawła, skromność św. Faustyny, postawa św. Jana Marii Vianney'a, pisma św. Franciszka Salezego, wytrwałość i skrupulatność Józefa Englinga i wiele cech o. Kentenicha.

A Ciebie?

czwartek, 12 marca 2015

Impulsy

To jest dobry moment, żeby zaznaczyć pewną rzecz. To co tu piszę, to moje refleksje, przemyślenia, zwerbalizowane natchnienia, wyniki rozmów i analiz... Dzielę się tutaj tym, co mnie inspiruje, przykuwa moją uwagę. To moja wersja " świata". Nie każdy musi się z tym zgadzać.

Może się zdarzyć, że trafię w dziesiątkę, ale zapewne częściej tylko zaintryguję i zmobilizuję do poszukiwania własnych odpowiedzi. I to jest właśnie piękne. Bo wszyscy jesteśmy autonomiczni w samowychowaniu.

Czytając zatem (cokolwiek) traktuj to jako impulsy pobudzające Cię do pogłębionej refleksji nad własnym życiem.

Niby to wszystko jest takie oczywiste, a jednak... Często jest tak, że gdy czytając teksty różnych osób, nie zgodzimy się z nimi, mamy ochotę od razu wpisać komentarz "nie masz racji" (i to jeszcze z wykrzyknikami)... Jest tak, wiem, sama tak czasem mam. Pracuję nad tym.

Czasem czytam komentarze ludzi pod różnymi artykułami (religijnymi, politycznymi, popularnymi). O zgrozo! Nie ma znaczenia tematyka, mechanizm jest zawsze taki sam. Niekończąca się wojna na argumenty, bo "ja mam rację"... W końcu ktoś pęka i zaczyna rzucać wyzwiskami, wtedy mniej więcej przestaję czytać.

Wczoraj np. czytałam ciekawy artykuł. Nie dotyczył on konkretnie tego zjawiska, ale między wierszami można odczytać jak bardzo się ograniczamy pilnując swoich racji rękami i nogami. Nie wsłuchujemy się w innych, w świat, który nas otacza, bo przecież musimy pilnować swoich racji... Jakże to nas zubaża... Nie lubię uczestniczyć w dyskusjach, w których wszystkie strony bronię tej samej sprawy (np. bronią Kościoła), ale biją się na słowa, jakby miało znaczenie jakimi słowami ją obronią. Każdy chce, aby jego słowa były na wierzchu...

Także, jeśli nie podoba Ci się to co piszę albo się z tym nie zgadzasz, nie denerwuj się... Wsłuchaj się w siebie. Szukaj swoich odpowiedzi, pamiętając o tym, że każdy widzi świat przez inny pryzmat. Wg teorii mojego męża, pryzmatem tym jest ideał osobisty - kiedyś o tym napiszę więcej.

Pokora

Powiedział abba Antoni: „Zobaczyłem wszystkie sidła nieprzyjaciela rozpostarte na ziemi, jęknąłem więc i powiedziałem: «A któż się im wymknie?» I usłyszałem głos mówiący do mnie: «Pokora»”.


Pokora to temat, który bardzo mnie zajmuje. Dziś na jednym z portali przeczytałam artykuł, który kazał mi odkopać moje zapiski o pokorze /notatka z dnia 3.12.2014 r./ :

Balansowanie między pychą a poczuciem, że się jest beznadziejnym, to walka o pokorną postawę. 
Pycha sprawia, że nie widzę siebie jasno, tylko zdecydowanie jaśniej i wyżej. 
Natomiast poczucie, że jestem do niczego sprawia, że widzę szarzej niż szaro i najchętniej nie wstałabym z ziemi.
Jak daleko wtedy jestem od prawdy o sobie?

Pokorne spojrzenie to patrzenie w prawdzie. To uznanie, że to wszystko co jest dobre - pochodzi nie ode mnie, ale od Boga. To przyznanie się do błędu, prośba o przebaczenie i ciągłe zaczynanie od nowa. Gdy to sobie uświadomię i przyjmę całym sercem, wtedy już będę spokojnie mogła powiedzieć, że:
- jestem fajna, bo Pan Bóg mi dał tak wiele,
- nie wyszło mi, bo jestem człowiekiem i noszę brzemię grzechu pierworodnego.
Zejdę z piedestału, wstanę z upadku i pójdę dalej... z uśmiechem... z wdzięcznością... z pokojem w sercu... z wiarą i nadzieją... z Miłością, która będzie wstanie zmieniać świat.

Okazuje się, że pokora jest szalenie ważna nie tylko w procesie poznawania siebie, ale też w walce z pokusami tego świata. Antoni widząc wszystkie pułapki zła zadaje pytanie, "A któż im się wymknie?" Nie święci, nie męczennicy, nie asceci... tylko pokora, w której możemy się ćwiczyć - i Ty i ja... Podoba mi się stwierdzenie autora artykułu, że "zwycięstwo nie leży zatem w walce <z> pokusą".

Tylko prawdziwa pokora przynosi zwycięstwo.

Nie oznacza to, że się nigdy nie "przegra"... Przegra się, i to nie raz, ale to tylko bitwy. W miarę ćwiczenia się w pokorze, coraz szybciej będziemy stawać na nogi, z sercem wpatrzonym w Boga.

środa, 11 marca 2015

Przyciąganie

Ostatnio pisałam, że można się sobie przyglądać wpatrując się w sztukę... Dziś odkryjemy, jak wiele można się o sobie dowiedzieć, przyglądając się innym ludziom. Na początek parę słów o przyciąganiu.

Jest takie prawo w fizyce, że plus i minus się przyciągają. Nie chcę się tu mądrzyć o psychologii, ale z mojego doświadczenia widzę, że to prawo ma zastosowanie również w odniesieniu do relacji międzyludzkich. Często pociągają nas ludzie o przeciwstawnych cechach charakteru. Wydają się nam atrakcyjni, bo mają coś czego nam brakuje. Do naszej natury należy szukanie uzupełnień, ale też dzielenie się sobą i uzupełnianie innych.

Przykład z mojego podwórka. Mój mąż i ja... Jesteśmy klasycznym przykładem plusa i minusa. Czasem się śmieję, że gdy jesteśmy w jednym pokoju, to jest w nim wszystko - rozum i serce, racje i emocje, dynamika i statyka, ogień i woda... Od kiedy zaczęliśmy o tych różnicach rozmawiać przestały nam przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, nauczyliśmy się z nich czerpać i bawić się obserwując je. Mąż tłumaczy mi mechanizmy rządzące światem zewnętrznym, ja jemu pomagam odkrywać wewnętrzny świat uczuć. On ma dystans i luz, którego mi brakuje. Ja mam zdolność inicjowania event'ów składających się na nasze rodzinne życie. Wszystko się zazębia, tworząc idealny mechanizm.

Pomyśl przez chwilę kto Cię przyciąga - czy jest to przyciąganie plus-minus?
Jakie cechy w tym człowieku Cię uzupełniają?
Czego dowiedziałeś się o sobie przy okazji?

Może być też tak, że podziwiasz kogoś, bo sam identyfikujesz się z jego cechami i pragniesz je rozwijać. O tym będzie kolejny wpis.



poniedziałek, 9 marca 2015

Sztuka, która inspiruje

Zastanawiałeś się kiedyś co Cię najbardziej inspiruje? Wszędzie wokół możemy odkryć nasze tęsknoty. Dziś skupmy się na sztuce. Sztuka jest namacalną postacią piękna, więc jeśli nas porusza, to pobudza w nas "pozytywne" uczucia. Każdego porusza inaczej, w indywidualny sposób, i dlatego spokojnie możemy w niej szukać inspiracji do nazywania naszych ideałów.

Lubisz słuchać muzyki?
Jaki rodzaj? Bardziej działa na Ciebie melodia czy teksty piosenek? Wolisz spokojne czy mocne brzmienie? Czy działają na Ciebie jakieś konkretne instrumenty?

Może jesteś wzrokowcem działa na Ciebie malarstwo? Mnie na przykład nie porusza, więc nawet trudno mi skonstruować odpowiednie podpowiedzi do rozważań. Na pewno jednak, gdy wpatrujesz się w dzieła sztuki czujesz coś... Co to jest? Co Ci to mówi o Tobie samym, o Twoim wnętrzu?

Lubisz czytać książki? Połykasz jedną za drugą, tak jak ja? Które książki wybierasz? Romanse, fantasy, popularnonaukowe, wiersze, literaturę klasyczną..,? To co czytasz też Ci coś powie o Tobie. Czegoś szukasz w literaturze. Czego? Tylko rozrywki czy może odpowiedzi?

No i filmy... Musisz mieć ulubiony film, może jakiś konkretny gatunek?
Ja uwielbiam kino akcji i wszystkie filmy o superbohaterach. Pewnie dlatego, że bardziej bym chciała uratować świat niż przeżyć miłość rodem z komedii romantycznych. Nie lubię filmów obyczajowych, może dlatego, że moje własne życie to ciężki i skomplikowany scenariusz...

Pozwól sobie na małą analizę siebie pod kątem tego czego słuchasz, w co się wpatrujesz, co czytasz, co oglądasz, w co grasz? Pomyśl czy jest coś takiego w Twoim życiu - utwór muzyczny, obraz, książka, cytat, film..., coś co ciągle krąży Ci po głowie, wraca jak bumerang, sprawia, że mocniej bije Ci serce.. Jakie ma to dla Ciebie znaczenie? Czy nie ukrywa się tam odbicie Twoich pragnień, odbicie Ciebie? Może Pan Bóg ukrył tam Twoją myśl przewodnią...


niedziela, 8 marca 2015

Talenty

Znasz przypowieść o talentach? Dużo w niej mądrości... Przede wszystkim jednak płynie z niej nauka, że nie należy zakopywać talentów.

Co to są talenty? Pewnie pierwsze co przyjdzie Ci na myśl to wszystko co związane ze sztuką: talent malarski, muzyczny, aktorski... W Wikipedii czytam: Uzdolnienie (talent) – wrodzone predyspozycje w dziedzinie intelektualnej, ruchowej lub artystycznej przejawiające się ponadprzeciętnym stopniem sprawności w danej dziedzinie lub zdolnością do szybkiego uczenia się jej. 

Talenty podzielono tam na: językowe (lingwistyczne), literackie, do nauki literatury, czytelnicze, matematyczne, techniczne, muzyczne, plastyczne, pedagogiczne, społeczne, empatyczne.

Teraz Twoja kolej. 
Pan Bóg obdarzył Cię talentami. Może masz ich 10, może 5, a może 1... Nie ma znaczenia ile. Znaczenie ma co z nimi/nim zrobisz.

Może nie jesteś artystą, nie grasz i nie śpiewasz, może nie umiesz malować obrazów, ani pisać wierszy. Całkiem jednak możliwe, że masz uzdolnienia, których nie dostrzegasz albo bagatelizujesz. Możliwe, że w nich ukrywa się Twój ideał osobisty.

Może świetnie gotujesz, a może masz ponadprzeciętną cierpliwość? Może jesteś dobrym słuchaczem? A może masz talent do pielęgniarstwa, krawiectwa, gotowania...? Jest tyle talentów... 

Pomyśl, zapisz w zeszycie... Do czego masz talent? I co z nim robisz?

piątek, 6 marca 2015

Ideał osobisty - odkrywanie

Tego co w literaturze ciąg dalszy:

Do odczytania ideału osobistego prowadzą różne drogi: nadzwyczajna i zwyczajna.

Na drodze nadzwyczajnej Bóg bezpośrednio ingeruje w życie człowieka dając mu do wykonania konkretne zadanie (Abraham, Mojżesz, święci mistycy, np. św. Faustyna Kowalska). Bóg ingeruje również poprzez splot wydarzeń i doświadczeń, w wyniku których wielu świętych zmieniło swoje życie i jego plan (np. św. Ignacy Loyola).

Na drodze zwyczajnej człowiek odczytuje ideał osobisty z własnego życia. Może go odkryć na podstawie poznania tego co określa jego byt, czyli namiętności, temperament, stan cywilny, status społeczny, zawód. Może też go poznać poprzez zgłębienie swojej emocjonalności.

Ideał osobisty zawiera w sobie wiele czynników czysto osobistych, odnoszących się tylko do danej jednostki. Aby jednak ideał odnosił się do całego człowieka, trzeba wziąć pod uwagę najpierw czynniki ogólnoludzkie, potem takie, które odnoszą się do typów osobowości lub do grup społecznych (m. in. powołanie do określonego stanu lub zawodu, pełnienie funkcji społecznych, szeroko rozumiane zobowiązania), na końcu te, które są najbardziej indywidualne. Najistotniejszy element ideału osobistego można zbadać jedynie przez wsłuchiwanie się w skupieniu we własną duszę.

Ks. Kentenich zaproponował, aby rozpocząć poszukiwanie ideału od odkrycia swojej głównej namiętności. Kolejnym etapem w poznawaniu ideału osobistego jest poznanie temperamentu. Te dwa kroki mamy już za sobą. Mamy?

Dobra analiza siebie może doprowadzić do zwerbalizowania ideału osobistego. Służy temu rozeznanie mocnych i słabych cech, odkrycie posiadanych zdolności, wspomnienia ważnych chwil. W procesie poszukiwania ideału ważna jest świadomość, tego wszystkiego co inspiruje człowieka: postawy innych ludzi, autorytety, ulubiona muzyka i sztuka. W każdym wymiarze życia można odczytać coś o sobie. Spróbuję nam pomóc stosownymi impulsami w kolejnych wpisach.

Ponad to, w uczeniu się siebie człowiek potrzebuje pewnego rodzaju lustra jakim jest drugi człowiek. Konstruktywne opinie ludzi wspomagając samopoznanie. Szczególną pomocą jest pełne miłości zdanie najbliższych: rodziny, przyjaciół, współpracowników.

Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, widać, że poznanie własnego ideału osobistego jest procesem, który trwa praktycznie całe życie. Znajdą się w nim elementy fundamentalne (stałe i niezmienne), ale znajdą w nim też miejsce dynamiczne zmiany, które niesie codzienność. W praktycznym ujęciu ideał osobisty zamyka się w myśli, zdaniu, które stanowi drogowskaz i punkt odniesienia w codziennym życiu.

czwartek, 5 marca 2015

Ideał osobisty - definicje

W pierwszym wpisie na blogu napisałam w uproszczeniu moje tłumaczenie czym jest ideał osobisty. Myślę, że przyszedł czas na jakiś mały szkic teoretyczny. Zagadnienie ideału osobistego jest obszerne dlatego postaram się dozować je po kawałeczku. Poniższy tekst pochodzi z mojej pracy dyplomowej "Środki ascetyczne w Ruchu Szensztackim". Zaczniemy od definicji.

Nauka o ideale osobistym należy do wewnętrznej struktury Ruchu Szensztackiego. Jest ona związana z celem wychowania nowego człowieka. Ideał osobisty stanowi w organicznej ascezie ośrodek wszelkiego dążenia do świętości, a jego odkrycie ma bardzo ważne znaczenie w procesie samowychowania.

Ks. Józef Kentenich opisał ideał osobisty trzema definicjami:
- filozoficzną, 
- psychologiczną,
- teologiczną. 

W aspekcie filozoficznym ideał to idea exemplaris in mente divina prae existens. Oznacza to, że każdy człowiek został zrodzony w myśli Boga zgodnie z istniejącą od wieków praideą. W ideale osobistym człowiek znajduje Boży zamysł własnego życia i działania. 

W ujęciu psychologicznym ideał osobisty to najgłębsze „ja” człowieka, na które składają się jego popędy, namiętności, pragnienia. Te wrodzone skłonności zostały zamierzone przez Boga i są Jego darem dla człowieka. Nadają one osobowości charakterystyczne cechy, związane z temperamentem i podświadomością. Mają też wpływ na kształt duszy i dlatego dobrze rozeznane, odkryte i odpowiednio pielęgnowane prowadzą człowieka do wewnętrznej integracji osobowości. 

W myśl definicji teologicznej ideał osobisty jest oryginalnym odbiciem oraz naśladowaniem doskonałości Boga. Wyraża się on w naśladowaniu Chrystusa. Ten wymiar ideału osobistego przenika wszystkie sfery osobowości człowieka, porządkując je poprzez element duchowy.

środa, 4 marca 2015

Twoja namiętność?

Każdy człowiek posiada obie namiętności, ale zazwyczaj jedna przeważa, ona jest siłą motywującą nas do działania. Namiętność jaka w nas przeważa możemy odczytać z temperamentu, jaki posiadamy. Główną namiętnością choleryka będzie duma, melancholika i sangwinika - oddanie, flegmatyka - zależnie od innych współistniejących temperamentów.

Która z namiętności jest silniejsza u Ciebie?

Duma?
Jesteś typem zdobywczym? Człowiekiem gotowym stanąć do walki? Aktywnym organizatorem? Pragniesz widzieć swoje sukcesy i osiągnięcia? Może szukasz pochwał i podziwu? Czy nie dominujesz przypadkiem nad innymi?

Czy oddanie?
A może jesteś typem człowieka oddanego? Lubisz pielęgnować relacje interpersonalne? Pomagasz? Poświęcasz się dla innych? Może czasem narzucasz się innym?

Pomyśl, rozważ:
Do czego dążysz i co w tej chwili całkiem świadomie planujesz?
O czym myślisz i co robisz, gdy jesteś zupełnie sam?
Jak najchętniej spędzasz czas wolny, gdy masz wolność wyboru?
Jakie są Twoje marzenia i pragnienia?
Co autentycznie sprawia Ci radość?
...

Gdy poznasz swoją naturalną siłę napędową (namiętność dominującą w Tobie), będziesz mógł ją świadomie wykorzystywać.

Dla przykładu:
Ktoś ma parcie na sukces, czuje wewnętrzny przymus realizacji w pracy, po "trupach" będzie dążył do awansu, przestanie zwracać uwagę na rodzinę, przyjaciół, tylko praca, praca i praca... Od razu widać jaka namiętność nim rządzi. I gdy ten Ktoś pewnego dnia odkryje, że to jego popęd nim steruje, ma szansę się zatrzymać, opamiętać, przewartościować i uszlachetnić owe parcie na sukces. Co się stanie z jego energią? Z pewnością ją wykorzysta - dalej będzie pracował, może zaangażuje się w zarządzanie jakimś społecznym projektem. W jego ideale osobistym znajdzie się odbicie tego zaangażowania, miejsce dla drugiego człowieka.

Tak samo będzie z kimś kto jest kierowany przez namiętność oddania. Taka osoba zrobi wszystko, aby być kochaną. Czasem upokarza się, marnuje siły po to, żeby komuś sprawić przyjemność, żeby utrzymać relacje. Nieświadomość tego, że to popęd kieruje jej zachowaniem może prowadzić do wyczerpania sił lub frustracji z powodu niespełnionej "miłości"*. A przecież można całą tą namiętność ujarzmić. Na początek popatrzeć na siebie, nazwać swój ideał osobisty (bardzo prawdopodobne, że związany właśnie z oddaniem się dla drugiego człowieka), a potem wykorzystywać naturalny popęd i energię do budowania zdrowych relacji na fundamencie prawdziwej miłości.

---------------------------------------
*"miłość" w cudzysłowie, bo nie mówimy tu o prawdziwej, szlachetnej miłości, ale o emocji, która z miłością jest jedynie kojarzona

Namiętności

Na początek może krótkie wyjaśnienie słowa "namiętność". Znany apologeta, śp. o. Albert Weiss, powiedział: "Niechaj nikogo nie przeraża ten wyraz, który z ludzkiej winy stał się tak dwuznaczny, że niemal wstydzić się go trzeba (...) Mówiąc o namiętności czy afekcie miłości, mamy na myśli owo naturalne poruszenie, mimowolną skłonność czy pociąg, które odczuwamy, jeśli w jakiejś osobie lub rzeczy odkryjemy coś dobrego, pięknego, czy w ogóle do nas przemawiającego".

O. Kentenich uważał, że kluczem do odkrycia ideału jest właśnie namiętność, a dokładnie dwie namiętności. W swoich naukach posługiwał się obrazem zaczerpniętym od Platona, który to porównał duszę człowieka do rydwanu ciągniętego przez dwa rumaki.

- Jeden koń to pożądanie. Reaguje na wszystko co przynosi zmysłową przyjemność (jedzenie, picie, seks...). Jest w tym nienasycony, trudny do poskromienia i pohamowania.

- Drugi rumak to agresja. Tego konia pociąga wszystko co obiecuje poważanie, szacunek, zaszczyt, powodzenie czy sukces.

Rumaki ciągną rydwan jak chcą, każdy w swoją stronę, co może prowadzić do wypadku... Podobne napięcie między namiętnościami pojawia się w każdym człowieku. Bez nich człowiek nie jest w stanie twórczo żyć. To one są siłą, która popycha człowieka do działania. Są niezależnie czy się tego chce czy nie. Sama ich obecność jest moralnie obojętna. Dopiero decyzje i czyny, które człowiek pod ich wpływem podejmuje można określić jako dobre lub złe.

Pierwsza z namiętności została nazwana przez o. Kentenicha namiętnością oddania, gdyż pragnienie przyjemności związane jest ze zmysłowością. Uszlachetnione prowadzi do poświęcenia się w służbie innym.

Drugą namiętnością jest namiętność dumy wyrażana negatywnie przez złość i agresję, a pozytywnie przez poczucie dumy, honor, ambicję w dobrym tego słowa znaczeniu.

Każdy człowiek posiada obie namiętności, ale jedna z nich przeważa w zależności także od tego jaki przeważa w nas temperament. Ponieważ obydwie namiętności są silnymi pobudkami naszych postaw, jesteśmy odpowiedzialni za to, jak nimi kierujemy. Mówił o tym także Platon. W jego obrazie istnieją nie tylko dzikie rumaki, które ciągną „powóz duszy”. Platon mówił także o „woźnicy”. Jest to rozumne, mądre działanie człowieka. Z pomocą naszego rozumu i siły woli jesteśmy w stanie kierować tym, co u zwierząt wyraża instynkt, a u człowieka pragnienie lub potrzeba. Chodzi o kierowanie namiętnościami tak, by pomagały nam spełniać dobro. Zadaniem woźnicy jest ukierunkowanie obu rumaków na jeden cel, dobry cel.

Ojciec Założyciel posługiwał się tym obrazem i podkreślał jak ważne jest, aby „siłę koni”- namiętności zaangażować w życiu.

„Zastanówcie się skąd się to bierze, że jest w moim życiu tak wiele zmęczenia i zniweczonych planów. Ponieważ za mało wykorzystuję siłę namiętności w mojej duszy. W mojej głównej namiętności znajduje się wiele energii, z której nigdy nie korzystam”.

Obie namiętności spełniają zasadniczą funkcję w kształtowaniu i rozwoju osobowości.