Pokora to temat, który bardzo mnie zajmuje. Dziś na jednym z portali przeczytałam artykuł, który kazał mi odkopać moje zapiski o pokorze /notatka z dnia 3.12.2014 r./ :
Balansowanie między pychą a poczuciem, że się jest beznadziejnym, to walka o pokorną postawę.
Pycha sprawia, że nie widzę siebie jasno, tylko zdecydowanie jaśniej i wyżej.
Natomiast poczucie, że jestem do niczego sprawia, że widzę szarzej niż szaro i najchętniej nie wstałabym z ziemi.
Jak daleko wtedy jestem od prawdy o sobie?
Pokorne spojrzenie to patrzenie w prawdzie. To uznanie, że to wszystko co jest dobre - pochodzi nie ode mnie, ale od Boga. To przyznanie się do błędu, prośba o przebaczenie i ciągłe zaczynanie od nowa. Gdy to sobie uświadomię i przyjmę całym sercem, wtedy już będę spokojnie mogła powiedzieć, że:
- jestem fajna, bo Pan Bóg mi dał tak wiele,
- nie wyszło mi, bo jestem człowiekiem i noszę brzemię grzechu pierworodnego.
Zejdę z piedestału, wstanę z upadku i pójdę dalej... z uśmiechem... z wdzięcznością... z pokojem w sercu... z wiarą i nadzieją... z Miłością, która będzie wstanie zmieniać świat.
Okazuje się, że pokora jest szalenie ważna nie tylko w procesie poznawania siebie, ale też w walce z pokusami tego świata. Antoni widząc wszystkie pułapki zła zadaje pytanie, "A któż im się wymknie?" Nie święci, nie męczennicy, nie asceci... tylko pokora, w której możemy się ćwiczyć - i Ty i ja... Podoba mi się stwierdzenie autora artykułu, że "zwycięstwo nie leży zatem w walce <z> pokusą".
Tylko prawdziwa pokora przynosi zwycięstwo.
Nie oznacza to, że się nigdy nie "przegra"... Przegra się, i to nie raz, ale to tylko bitwy. W miarę ćwiczenia się w pokorze, coraz szybciej będziemy stawać na nogi, z sercem wpatrzonym w Boga.
Tylko prawdziwa pokora przynosi zwycięstwo.
Nie oznacza to, że się nigdy nie "przegra"... Przegra się, i to nie raz, ale to tylko bitwy. W miarę ćwiczenia się w pokorze, coraz szybciej będziemy stawać na nogi, z sercem wpatrzonym w Boga.