czwartek, 30 czerwca 2016

Echo

Jakiś czas temu otrzymałam maila. Marta (autorka maila) zgodziła się na publikację swojego spojrzenia, swojego świadectwa. Bardzo jej za to dziękuję! To ważne, bo pokazuje, że to wszystko co tu piszę może stać się czyjąś codziennością.

"Ideał osobisty jest jak gen. Człowiek nosi go w sobie i nie może się go pozbyć. Co najwyżej zagłuszyć jego działanie.

Szłam za głosem mojego ideału nawet wtedy, gdy nie miałam świadomości jego istnienia. Może niepewnie, jak chodzi się w ciemności, może pominęłam jakieś ważne zakamarki mojej drogi, ale mam nadzieję, że nie zmarnowałam tego daru zbyt wiele. Więcej już nie chcę go marnować. Chcę go nieść i pomnażać do samego końca.

Rozpoznanie ideału to ważne wydarzenie. To jakby usłyszeć samego Boga mówiącego: <<Stworzyłem cię specjalnie w tym czasie i miejscu, między tymi ludźmi. Wszystko w tobie przemyślałem, bo taki jesteś Mi potrzebny.>> Czy jest coś piękniejszego niż wyznanie Bożej Miłości?"




--------------------------------------------------
ps. Jeśli chcesz podzielić się swoim spojrzeniem na ideał osobisty - napisz do mnie...

poniedziałek, 27 czerwca 2016

"Jesteś swoją przeszłością"

 

Co ja mogę, że uwielbiam słuchać o. Adama Szustaka. W materiałach jakie publikuje na swoim kanale "Langusta na palmie", a jest tego mnóstwo, każdy znajdzie coś poruszającego. Nie ważne w co się wierzy, a w co nie, tam nie ma nawracania na siłę. Jest za to dużo miłości i dużo życiowej mądrości... 

Odcinek vloga, który dziś prezentuję, dotyczy przeszłości, w szczególności tego co w niej trudne... "Jesteś swoją przeszłością" - mówi o. Adam. Nie uciekniesz od tego co Ciebie ukształtowało. Wielu mądrych mówiło: zostaw co było, zapomnij i idź do przodu... Czy to metoda? U mnie się nie sprawdziła. Dopiero, gdy zaakceptowałam moje życie w całości, dopiero gdy niemalże pokochałam wszystkie trudne miejsca w mojej historii, zaczęłam tak naprawdę iść do przodu. Przeszłość przestała być balastem, a stała się błogosławieństwem. 

Usiądź dziś na ławce z o. Adamem. Posłuchaj i porozmyślaj. "Spójrz na swoją historię... i ucałuj ją"...

czwartek, 23 czerwca 2016

Wierszem pisane

Dziś kolejny odcinek mojego odsłaniania... Tylko trochę z innej strony.

Wiersze zaczęłam pisać w wieku 16 lat. Od tamtego czasu zebrało się ich ponad dwie setki, a liczba wciąż jest rozwojowa. Jak czytam teraz moje pierwsze liryki, to aż się uśmiecham. Jak na romantyka przystało - zdecydowana większość jest o miłości... Na początku wiersze były rymowane. Z czasem rymy odchodziły w zapomnienie, ustępując miejsca wolnym myślom. Dlatego ochrzciłam te moje liryczne twory - westchnieniami.

Postanowiłam wybrać kilka z nich i opublikować. Może ktoś coś nich odnajdzie, ktoś się uśmiechnie albo zamyśli... Szkoda, żeby tak leżały w szufladzie... Niektóre są bardzo stare...

Zapraszam na spotkanie z moimi westchnieniami >> TUTAJ <<

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Mgła

Czasem w życiu napotykam więcej trudności niż jestem w stanie w danej chwili unieść. Nie mam siły na kolejny krok, na realizację planu, wypełnienie postanowień. Nie wiem czego tak naprawdę chcę. Nie wiem czego chce ode mnie Bóg. Czuję się wtedy, jakbym weszła w mgłę. Tracę widoczność i orientację.

Dawniej był to dla mnie koniec świata. Trochę tak, jakby nagle ginął świat. Dla melancholika taka mgła to totalna depresja, stan, w którym rządzi smutek, a tuż za nim podąża rozpacz...

Dziś mgły przychodzą tak samo jak dawniej, ale już inaczej na nie reaguję. 

Przede wszystkim życie pokazało mi, że każda mgła w końcu opada. 
Poza mgłą świat pozostaje taki jak był... Jest kolorowy i pełen wyzwań. 
We mgle zwalniam. Wyciszam się, więcej się modlę, nawet gdy mam wrażenie, że Bóg nie słucha. 

Czasem myślę, że mgła jest po to, aby mi przypomnieć o Bogu... Jak się rozpędzę na drodze życia, to zdarza się, że moja relacja z Bogiem traci na jakości. Niby codziennie pamiętam, niby moje cele są ciągle tak samo wielkie, ale... życie jest życiem, a ja tylko człowiekiem. Kiedy przychodzi dół, okazuje się, że jestem słaba i tylko On może mnie z niego wyciągnąć. 

Kiedyś mgły mnie zabijały, teraz mnie rozwijają. Uczą mnie nie tracić nadziei. 

piątek, 17 czerwca 2016

Moje życie

Od jakiegoś czasu myślę, że czegoś tu brakuje... Tu na blogu, tu w tym moim dzieleniu się refleksjami, pomysłami... Nie wiem czy to to, ale czuję, że czas by powiedzieć parę słów, skąd to wszystko się wzięło... Chcę Ci opowiedzieć coś o moim życiu i o tym, jak Pan Bóg w nim namieszał...

Miałam bardzo dobre dzieciństwo. Mam kochanych rodziców, wspaniałych braci, kochaną babcię. Mam też super ciocie, wujków i "kuzynów" z Gniazda Zawierzenia (kurs Związku Rodzin Szensztackich, który są częścią Dzieła Szensztackiego). To moja rodzina.

W moim życiu, począwszy od Pierwszej Komunii Świętej był obecny bardzo intensywnie Bóg. Był ze mną zawsze, a ja starałam się być dla Niego na miarę mojego wieku i możliwości.

W podstawówce byłam "kujonem". Tak mówią moi bracia, ale ja po prostu zawsze lubiłam się uczyć i czytać książki. Czas liceum przeżyłam jak na nastolatkę przystało - wyszumiałam się ile konieczne, ale bez przesady... Potem studiowałam na Politechnice Gdańskiej. Padałam i powstawałam jak większość studentów.

Od dziecka miałam dużo energii do działania (duży udział choleryka w temperamencie), więc udzielałam się w parafiach, w Ruchu Szensztackim, muzycznie, animacyjnie, kulturalnie i turystycznie...

Męża poznałam na spływie kajakowym. Rok później pobraliśmy się. Dołączyliśmy do wspólnoty rodzin szensztackich. Prowadziliśmy pozytywnie towarzyski styl życia. Po dwóch latach małżeństwa, dokładnie 10 lat temu z wielkim brzuchem broniłam magisterkę. Miesiąc po obronie, z głową pełną konkretnych wyobrażeń i planów na przyszłość, urodziłam... Zawsze chciałam być mamą. Chciałam urodzić dużo dzieci i być mamą, tak jak moja mama... Urodziłam pierwszą córkę - Julię.

Pan Bóg miał swój plan w stosunku do mojego macierzyństwa... W 6 tygodniu życia Julki już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, w piątym miesiącu poznaliśmy diagnozę - rdzeniowy zanik mięśni, a w szóstym trafiliśmy na OIOM i wyszliśmy z niego z respiratorem i całkiem niespodziewaną wizją przyszłości... Wszystkie perypetie życia z Julką opisuję na blogu julinek.blox.pl. Próbowałam nawet napisać coś na kształt książki, ale przerosło mnie to wyzwanie - zostało 6 pierwszych rozdziałów.

Nie chcę w tej opowieści powielać całej historii - tę możecie doczytać sami na blogu Julki... Chciałabym się tutaj skupić na jednej stronie życia, która doprowadziła mnie do wszystkiego, co związane z ideałem osobistym i samowychowaniem. (!!! To tylko jedna strona życia, opisana przez melancholika, który jest we mnie bardzo mocny. Na szczęście życie ma wiele stron - naszą umacniająca się miłość małżeńską, rosnącą Marysię, radość z rodziny i przyjaciół, rozwój muzyczny, itd...!!!)

Pierwsze lata życia Julki upłynęły na walce o oddech, na intensywnej rehabilitacji, w ogromnej nadziei, że stanie się ... coś... Po dwóch latach, których zupełnie nie pamiętam - urodziłam Marysię.

Życie z respiratorem i innymi aparatami jest życiem w ciągłym napięciu, trochę jak na bombie. Julia wymaga 24-godzinnej opieki, czuwania i pielęgnacji. Jej umysł chłonie wszystko, ale ciało jest unieruchomione całkowicie. Jednym słowem - nie pracuję, jestem w domu, jestem mamą na pełnym etacie. Nie żalę się, chociaż nie jest łatwo.

Któregoś dnia, mniej więcej 6 lat temu, dotarło do mnie, co się wydarzyło w moim życiu. Wcześniej nie miałam na to czasu. Julia była pogodnym, uśmiechniętym maluchem, a ja otrzymywałam bardzo dużo  energetycznego wsparcia od otoczenia... Jednak... uśmiech zniknął wraz z mimiką twarzy, a wsparcie ucichło, bo nie było już czego wspierać. Życie spowszedniało... Walka przestała być walką, zaczęła być codziennością... Co jakiś czas wydarzało się wprawdzie coś dramatycznego - zatrzymanie akcji serca, zapalenie płuc jedno, drugie, ale to też właściwie stało się typowe.

Z czasem musieliśmy zwolnić, ponieważ forma Julii spadła, a jej wytrzymałość na nasze eskapady razem z nią. Moja choleryczna natura doznała szoku, a melancholiczna - objawów depresji...

"Na skraju obłędu", chwyciłam jedynej możliwej deski...  - wiary, że wszystko ma sens, wiary, że Pan Bóg ma plan miłości wobec mnie. Sięgnęłam głębiej po ascezę szensztacką, aby ten plan odkryć. Zaczęłam ogarniać wszystko krok po kroku. Na początku z pomocą kierownika duchowego, potem samodzielnie. Nie mogąc prowadzić w pełni aktywnego życia, skupiłam się na wewnętrznej aktywności. Tak zaczęłam szukać ideału osobistego. W miarę poszukiwań dostrzegałam co raz więcej i więcej. Ta pozornie beznadziejna sytuacja życiowa umożliwiła mi osobisty rozwój. Moje horyzonty myślenia i odczuwania nie mogłyby się tak rozszerzyć w żadnej innej sytuacji. Uwypuklająca się we mnie wrażliwość, czujność i przenikliwość niezbędne do życia z Julką, okazują się niesamowitym narzędziem również poza domem - we wspólnocie, wśród ludzi, do zadań, które się przede mną odsłaniają. I chociaż nie mogę powiedzieć: "super się stało Boże, żeś mi taki zaplanował los" i wiele nocy nie przesypiam z powodu łez i pociętego na kawałki matczynego serca, to nigdy nie wątpię w sens tego wszystkiego. Ilekroć widzę Krzyż, tylekroć rozumiem. Taki los... mój los... a w nim całe bogactwo innych rzeczy, które zostały mi dane po to, aby przetrwać. Nie wiem co będzie dalej. W minionym tygodniu zmarła młodsza koleżanka Julki. Miała 8 lat... Wciąż żyję na "bombie" i jeszcze wiele przede mną. Wiem jednak, że mój cel życiowy, mój ideał, dyscyplina duchowa, którą staram się utrzymać, pomagają mi w przeżywaniu każdego dnia w poczuciu swoistego szczęścia. W pracy nad sobą staram się rozwijać to co mocne i dobre. To mi pomaga podnosić się w szczególnie trudnych chwilach.

Moje życie, nasze nietypowe rodzinne życie doprowadziło mnie tu. I cieszę się, że mogę być narzędziem w ręku Boga w ten sposób. Wierzę, że przyjdzie czas, kiedy nie będzie już łez i bólu... a dopóki ten czas nie nadejdzie będę dalej robić swoje...

wtorek, 14 czerwca 2016

Serce Jezusa

Serce Jezusa ... - zmiłuj się nad nami...


W miesiącu czerwcu przy modlitwie wieczornej razem z dziećmi odmawiamy Litanię do Najświętszego Serca Jezusowego. Codziennie czytając określenia Serca Jezusa zastanawiam się w jaki sposób moje serce jest do Niego podobne. Rozmyślam, w którym wezwaniu znajduję cząstkę swojego serca.

Chciałabym mieć serce takie jak Jezus - dobre, kochające, zjednoczone z Ojcem, sprawiedliwe, cierpliwe, wielkiego miłosierdzia, itd... Nie dam rady pracować nad każdą cechą. Skupię się nad rozwinięciem tej, która już we mnie się tli... tej, ukrytej w ideale osobistym.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Bądź oryginalny

Rok 1912, Józef Kentenich:

Nie pozwólmy na to, by rezygnować ze swojej indywidualności, którą podarowała nam natura, z właściwych cech naszej istoty i naszego postępowania. Nie możemy dopasować się do wszystkiego, nie wolno nam stawać się odbitką jakiegoś wzorca. Nie wolno nam stać się kopią, lecz każdy z nas musi być kimś oryginalnym.

Rok 2013, Papież Franciszek:

Oryginalność chrześcijańska to nie jednorodność. Przenika każdego, takiego, jakim jest: z jego osobowością, z jego cechami charakterystycznymi, z jego kulturą. Pozostaje on taki, jakim był, ponieważ jest to jego bogactwem i daje mu coś więcej, daje mu smak. Gdybyśmy dążyli do jednorodności, byłoby tak, jakbyśmy wszyscy byli posoleni w ten sam sposób. To samo działoby się, gdyby kobieta dodawała zbyt dużo soli; czulibyśmy tylko smak soli, a nie smak potrawy doprawionej solą. Oryginalność chrześcijańska polega właśnie na tym: każdy zostaje tym, kim jest, razem z darami, które dał mu Pan.

czwartek, 9 czerwca 2016

Ideał osobisty w Biblii

Zebrane przez o. Mirka:

Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto [je] otrzymuje.
Ap 2, 7

Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął;
Iz 42, 1

Ale teraz tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój, o Izraelu: «Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, i nie strawi cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca. Daję Egipt jako twój okup, Kusz i Sabę w zamian za ciebie. Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję, przeto daję ludzi za ciebie i narody za życie twoje. Nie lękaj się, bo jestem z tobą. Przywiodę ze Wschodu twe plemię i z Zachodu cię pozbieram. Północy powiem: Oddaj! i Południowi: Nie zatrzymuj Przywiedź moich synów z daleka i córki moje z krańców ziemi. Wszystkich, którzy noszą me imię i których stworzyłem dla mojej chwały, ukształtowałem ich i moim są dziełem.
Iz 43, 1-7

Przekażę ci skarby schowane i bogactwa głęboko ukryte, ażebyś wiedział, że Ja jestem Pan, który cię wołam po imieniu, Bóg Izraela. Z powodu sługi mego Jakuba, Izraela, mojego wybrańca, nazwałem ciebie twoim imieniem, pełnym zaszczytu, chociaż Mnie nie znałeś. Ja jestem Pan, i nie ma innego. Poza Mną nie ma Boga. Przypaszę ci broń, chociaż Mnie nie znałeś, aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego.
Iz 45, 3-6

Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: «Tyś Sługą moim, w tobie się rozsławię». Ja zaś mówiłem: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
Iz 49, 1-4

«Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu».
Ps. 40, 8-9

Przeto przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano o Mnie - abym spełniał wolę Twoją, Boże.
Hbr 10, 5-7

niedziela, 5 czerwca 2016

Piąty stopień ideału

“Droga do celu to nie połowa przyjemności, 
to cała przyjemność”
św. Jan Paweł II



Ostatni stopień formalny opisany w Ascezie Organicznej stwarza najwięcej kłopotu, co nie znaczy, że sobie z nim nie poradzimy...

Żeby ideał osobisty ziścił się w człowieku, powinien stać się motorem nie tylko świadomych działań (o których była mowa przy trzecim i czwartym stopniu formalnym), ale również naszych spontanicznych i podświadomych reakcji i decyzji. Wtedy cały człowiek stanie się złączony z Bogiem, na którego wzór został ukształtowany.

Gdzie zatem tkwi problem?

Większość działań człowieka należy do tych nie do końca nieprzemyślanych. Często działamy instynktownie, impulsywnie, a większość podświadomych i spontanicznych decyzji podejmujemy pod wpływem wyuczonych schematów czy naturalnego ludzkiego odczuwania. Nasze dzieciństwo, przeżycia, doświadczenie życia kształtują naszą podświadomość. Zakodowało się w nas wiele mechanizmów obronnych. Kierują nami różne rzeczy. Mną np. często kierują lęki... ograniczając skutecznie moje możliwości.

Chcemy wprowadzić ideał osobisty do podświadomości. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe. Można sobie zadać pytanie czy w ogóle realne jest osiągnięcie pełni ideału osobistego. Ojciec Kentenich odpowiada na nie w ten sposób:

“Czy ideał osobisty jest osiągalny? W pewnym stopniu jest osiągalny, gdyż zasadniczy pociąg duszy jest ideałem. Jeżeli odkrywam zasadniczy pociąg mojej duszy, już realizuję cząstkę mojego ideału. Ciągłe staranie, by go odkrywać i pielęgnować - to praca nad życiem w duchu ideału osobistego. Jednocześnie ciągle wchodzimy głębiej na drogę urzeczywistniania go. W ten sposób moje duchowe nastawienie zostaje ubogacone i bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, co wypełnia nasze wnętrze. W rezultacie wchodzimy na drogę wielostronnego rozwoju naszego ideału osobistego oraz życia w duchu wartości, które zawiera.”

Jak widzicie, nie chodzi tak naprawdę  o cel. Oczywiście - cel musi być wielki, inaczej byśmy przystanęli w połowie drogi. Jednak to właśnie droga jest dla nas ważniejsza od celu. To w trakcie podróży przez życie nieustannie wzrastamy do świętości. 

Poza tym, utrwalający się ideał w naszej świadomości, z każdym dniem przenika do podświadomości. Nagle zauważamy, że nie musimy już się skupiać by coś zrobić zgodnie z naszym ideałem, ale po prostu to robimy instynktownie. To dowód no to, że to jest to...

środa, 1 czerwca 2016

Czuję, że już wiem

Przychodzi dzień, kiedy nie obchodzi cię, co inni o tobie mówią 
i wreszcie sam wiesz kim jesteś.
Shrek


Czuję, że od jakiegoś czasu przeżywam ten "dzień". 

Codziennie myślę o tym, czy już jestem sobą czy jeszcze spełniam oczekiwania...
i każdego dnia co raz bardziej uwalniam się od fałszywego obrazu, jaki zakodował się przez lata w mojej podświadomości.  

Czuję, że wiem kim jestem...

Poznałam swoje imię. Widzę cel mojej podróży. Szczyt jest wyraźny, chociaż droga w wielu miejscach skrywa się za mgłą. Nie przeraża mnie to... już nie... Codziennie doświadczam, jak kawałek po kawałku odkrywają się nowe możliwości, nowe zadania, nowe umiejętności. Największe mgły opadają odkrywając piękno życia.


Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że stworzył mnie właśnie taką, właśnie tutaj... I choć pod nogami nie raz kłoda za kłodą, to każdą z nich mogę z mniejszym lub większym wysiłkiem pokonam i pójdę dalej... do celu... 

I wiem też, że jeszcze wielu rzeczy się nauczę i po drodze dowiem o sobie. To mnie cieszy najbardziej!