Niezależnie kim jestem i jaka jestem, ważnym elementem w drodze do szczęścia jest postawa wdzięczności wobec Boga. Chyba nie trzeba nikogo uświadamiać, kto jest Stwórcą wszystkiego? Choć czasem wydaje się, że wszystko jest bez sensu i wszystko jest nie tak, to jednak wciąż jest za co dziękować. Choćby za to, że mam połączenie z Internetem i mogę znaleźć odpowiedzi na moje zmartwienia...
Myślę, że każdy z nas musi czasem przyjrzeć się swojej postawie wdzięczności.
Czy pamiętam by dziękować? Za co najczęściej dziękuję?
Gdy nauczę się dziękować, nauczę się również dostrzegać więcej dobra w moim życiu.
Podczas codziennej modlitwy z dziećmi wypracowaliśmy mały rytuał. Każdy mówi co wydarzyło się podczas dnia, za co jest wdzięczny. Są dni, że się nie chce nic powiedzieć, ale najmłodsza nie odpuszcza: "A Ty mamo, za co dziś dziękujesz?". I trzeba schować żale do kieszeni, skupić się i przez mgłę zmęczenia dziękować za dobry obiad, za czas z dziećmi, za odrobione lekcje czy telefon od przyjaciółki... I fajne to jest. Najbardziej zachmurzony dzień przemienia się w bezchmurną noc. I człowiek się kładzie spać szczęśliwszy.
środa, 22 kwietnia 2015
czwartek, 16 kwietnia 2015
Snajper
Zapewne zastanawiasz się, skąd na blogu o ideale osobistym taki tytuł...
W lutym byłam w kinie na filmie "Snajper". Może mam małe skrzywienie, ale dla mnie ten film był o ideale osobistym. Film przedstawia historię amerykańskiego snajpera - Chrisa Kyle. Swego czasu odwiedził Polskę, promując swoją książkę "Cel snajpera...", w której opisane zostały wspólne akcje Navy SEALs i GROM-u w Iraku. Zginął tragicznie, zastrzelony przez chłopaka, któremu pomagał.
Można by długo dyskutować nad słusznością jego profesji. Zabił 160 osób. Jak sam powiedział: z każdego strzału mógłby się rozliczyć przed Stwórcą. Żałował jedynie, że dalej nie może ratować życia amerykańskich żołnierzy. W związku z czym zaczął im pomagać wracać do życia z wojennej traumy.
Czemu w ogóle o nim piszę? W filmie pokazano scenę z jego dzieciństwa, w której jego ojciec opowiada synom o owcach, wilkach i psach pasterskich. Pies pasterski rzuci się na wilka gdy ten zaatakuje owce. Od tego czasu widać, jak Chris odkrywa, że jest psem pasterskim. To zadanie determinuje jego życie, jego wybory. Kształtuje jego sumienie. Dla wielu ludzi jest to postać co najmniej kontrowersyjna. Osobiście jestem przeciw przemocy i zabijaniu, ale nie umiem sobie wyobrazić naszego świata, złożonego z łagodnych baranków, ciągle i ciągle gotowych na śmierć z łap i zębów wilków. Co innego będzie w raju - sama miłość i łagodność, ale do tego czasu musimy żyć tu i teraz...
W postawie Chrisa imponuje mi coś innego niż jego profesja. Mianowicie wierność swoim zasadom.
Ojciec Kentenich w obliczu nadchodzącego faszyzmu, a potem bolszewizmu mówił, że nadchodzą czasy, gdy wszystko będzie się w nas chwiać. Nie pomogą nam wtedy praktyki religijne, ale nasze zasady i nasze silne osobowości.
Chris ukształtował w sobie silną i pewną siebie osobowość psa pasterskiego. I dzięki niej mógł robić to co robił. Nie był tylko osiłkiem, z parciem na karabin. Wystarczy poczytać wywiady z nim. Kochał swoja rodzinę i dla niej ostatecznie odszedł z służby w Iraku. Jego ideał nie przestał być żywy. Przerzucił swoje siły na obronę swojej rodziny i na pracę dla weteranów wojennych.
Żeby było jasne. Nie znam go osobiście, nie poznałam. Nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje, zanim obejrzałam film. Swoją opinię i refleksje opieram na tym co przeczytałam i zobaczyłam. Dzieląc się tym, chcę zwrócić uwagę na osobliwości związane z ideałem osobistym. Nie każdy z nas jest łagodnym i uśmiechniętym św. Franciszkiem... Są ludzi powołani do zadań, które dla innych będą nie do przyjęcia. Wpatrywanie się w swój ideał i dostrzeganie ideałów ludzi wokół nas, pozwoli nam rozwijać coraz większą postawę szacunku dla siebie nawzajem.
Dla jednych Chris Kyle jest mordercą, dla innych bohaterem, bo uratował ich życie. To już jest dowód na to, że musimy patrzeć dalej i głębiej.
W lutym byłam w kinie na filmie "Snajper". Może mam małe skrzywienie, ale dla mnie ten film był o ideale osobistym. Film przedstawia historię amerykańskiego snajpera - Chrisa Kyle. Swego czasu odwiedził Polskę, promując swoją książkę "Cel snajpera...", w której opisane zostały wspólne akcje Navy SEALs i GROM-u w Iraku. Zginął tragicznie, zastrzelony przez chłopaka, któremu pomagał.
Można by długo dyskutować nad słusznością jego profesji. Zabił 160 osób. Jak sam powiedział: z każdego strzału mógłby się rozliczyć przed Stwórcą. Żałował jedynie, że dalej nie może ratować życia amerykańskich żołnierzy. W związku z czym zaczął im pomagać wracać do życia z wojennej traumy.
Czemu w ogóle o nim piszę? W filmie pokazano scenę z jego dzieciństwa, w której jego ojciec opowiada synom o owcach, wilkach i psach pasterskich. Pies pasterski rzuci się na wilka gdy ten zaatakuje owce. Od tego czasu widać, jak Chris odkrywa, że jest psem pasterskim. To zadanie determinuje jego życie, jego wybory. Kształtuje jego sumienie. Dla wielu ludzi jest to postać co najmniej kontrowersyjna. Osobiście jestem przeciw przemocy i zabijaniu, ale nie umiem sobie wyobrazić naszego świata, złożonego z łagodnych baranków, ciągle i ciągle gotowych na śmierć z łap i zębów wilków. Co innego będzie w raju - sama miłość i łagodność, ale do tego czasu musimy żyć tu i teraz...
W postawie Chrisa imponuje mi coś innego niż jego profesja. Mianowicie wierność swoim zasadom.
Ojciec Kentenich w obliczu nadchodzącego faszyzmu, a potem bolszewizmu mówił, że nadchodzą czasy, gdy wszystko będzie się w nas chwiać. Nie pomogą nam wtedy praktyki religijne, ale nasze zasady i nasze silne osobowości.
Chris ukształtował w sobie silną i pewną siebie osobowość psa pasterskiego. I dzięki niej mógł robić to co robił. Nie był tylko osiłkiem, z parciem na karabin. Wystarczy poczytać wywiady z nim. Kochał swoja rodzinę i dla niej ostatecznie odszedł z służby w Iraku. Jego ideał nie przestał być żywy. Przerzucił swoje siły na obronę swojej rodziny i na pracę dla weteranów wojennych.
Żeby było jasne. Nie znam go osobiście, nie poznałam. Nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje, zanim obejrzałam film. Swoją opinię i refleksje opieram na tym co przeczytałam i zobaczyłam. Dzieląc się tym, chcę zwrócić uwagę na osobliwości związane z ideałem osobistym. Nie każdy z nas jest łagodnym i uśmiechniętym św. Franciszkiem... Są ludzi powołani do zadań, które dla innych będą nie do przyjęcia. Wpatrywanie się w swój ideał i dostrzeganie ideałów ludzi wokół nas, pozwoli nam rozwijać coraz większą postawę szacunku dla siebie nawzajem.
Dla jednych Chris Kyle jest mordercą, dla innych bohaterem, bo uratował ich życie. To już jest dowód na to, że musimy patrzeć dalej i głębiej.
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Pierwszy stopień formalny
Jest taka scholastyczna zasada - nullus habitus sine repetitione actuum. Oznacza ona, że nie można wyrobić zasadniczej postawy duchowej, nie powtarzając ustawicznie zmierzających do jej wyrobienia aktów. Ma ona ogromne znaczenie w przypadku wcielania ideału osobistego w życie.
Nazwałam ideał. I pamiętam go. Żeby jednak mógł stopić się ze mną, żeby stał się moja drugą skórą, to nie wystarczy, że pamiętam. Muszę go sobie nieustannie przypominać. Im bardziej zakorzeni się w mojej duszy, tym bardziej stanie się funkcjonalny.
Konkretnie: kiedy mam go sobie przypominać? Najlepiej kilka razy dziennie. Mówią, że do pięciu razy, ale z praktyki własnej wiem, że i dwa razy dziennie nie jest łatwo. Nie jestem osobą konsekrowaną i mój porządek dnia jest świecki. Każdy z nas ma swój styl życia, każdy na swój sposób komunikuje się z Bogiem w ciągu dnia. Zatem, każdy musi sam znaleźć swoje chwile na przywołanie ideału. Na początek przy modlitwie porannej i wieczornej. Potem okaże się, że jest wiele okazji: przed posiłkiem, w samochodzie, na początek podróży, tuż przed powrotem męża z pracy, na spacerze z kijkami, podczas mszy świętej, po przyjęciu komunii, podczas Anioła Pańskiego, Różańca, czy Koronki (w zależności od tego, jak się kto modli)...
Jak sobie przypomnieć? Normalnie, najlepiej swoimi słowami:
Drogi Boże, to ja - "Totus tuus". Dziękuję Ci za moje piękne imię...
Maryjo, chcę być wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Ciebie...
.
.
.
Częste powtarzanie ideału można łączyć z ustalonymi praktykami duchowego porządku dnia. To pomaga, ale o tym napiszę następnym razem.
Nazwałam ideał. I pamiętam go. Żeby jednak mógł stopić się ze mną, żeby stał się moja drugą skórą, to nie wystarczy, że pamiętam. Muszę go sobie nieustannie przypominać. Im bardziej zakorzeni się w mojej duszy, tym bardziej stanie się funkcjonalny.
Konkretnie: kiedy mam go sobie przypominać? Najlepiej kilka razy dziennie. Mówią, że do pięciu razy, ale z praktyki własnej wiem, że i dwa razy dziennie nie jest łatwo. Nie jestem osobą konsekrowaną i mój porządek dnia jest świecki. Każdy z nas ma swój styl życia, każdy na swój sposób komunikuje się z Bogiem w ciągu dnia. Zatem, każdy musi sam znaleźć swoje chwile na przywołanie ideału. Na początek przy modlitwie porannej i wieczornej. Potem okaże się, że jest wiele okazji: przed posiłkiem, w samochodzie, na początek podróży, tuż przed powrotem męża z pracy, na spacerze z kijkami, podczas mszy świętej, po przyjęciu komunii, podczas Anioła Pańskiego, Różańca, czy Koronki (w zależności od tego, jak się kto modli)...
Jak sobie przypomnieć? Normalnie, najlepiej swoimi słowami:
Drogi Boże, to ja - "Totus tuus". Dziękuję Ci za moje piękne imię...
Maryjo, chcę być wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Ciebie...
.
.
.
Częste powtarzanie ideału można łączyć z ustalonymi praktykami duchowego porządku dnia. To pomaga, ale o tym napiszę następnym razem.
Mam ideał - co dalej?
Mam nazwany ideał osobisty. I co teraz? Co zrobić, żeby nie pozostał jedynie czczą formułką?
Przecież nie po to tyle czasu go szukałam, żeby jego opis pozostał tylko w moim zeszycie...
Ideał osobisty odkryłam, aby świadomiej żyć. Żyć w zgodzie z Bogiem, w zgodzie z bliskimi (i tymi mniej bliskimi) oraz w zgodzie z sobą samą. Teraz już wiem (albo mniej więcej wiem) kim jestem. Już wiem do czego zostałam powołana i jaką chce mnie na co dzień widzieć Bóg. Zrobię co trzeba, na miarę moich sił i możliwości, aby mój ideał powoli się urzeczywistniał.
Jak się do tego zabiorę? Ks. Kentenich poleca pięć stopni formalnych, które pozwalają zmierzać ku ideałowi. Są to: częste powtarzanie ideału w ciągu dnia, rachunek sumienia w świetle ideału, rozstrzyganie wątpliwości w świetle ideału, przyjmowanie postawy według ideału oraz w końcu funkcjonowanie ideału jako siły wewnętrznej.
Za pośrednictwem stopni formalnych ideał osobisty staje się jak gdyby słońcem, które nieustannie wylewa ożywcze światło i ciepło na całe nasze życie. Stopnie formalne uczą nas, jak zdobyć ten ideał, względnie jak go przyjmować w darze od Ducha Świętego, jak pełnić zgodne z nim uczynki, a unikać tych, które mu się sprzeciwiają, aż wreszcie najobojętniejszy nawet postępek przepojony zostanie jego życiem i barwą, aż ideał osobisty zacznie nas niejako „prześladować” na każdym kroku, domagając się nieustannie uwzględnienia i spełnienia, i dopóty nie da nam spokoju w naszych dążeniach twórczych, dopóki nas Bóg do siebie nie powoła. (...) [cyt. z "Asceza organiczna"]
Do realizowania ideału osobistego potrzebne są również środki ascetyczne. Wspierają one dążenie do świętości. Tymi środkami są: duchowy porządek dnia, postanowienie szczegółowe, a także kierownictwo duchowe.
W kolejnych wpisach wszystko stanie się bardziej zrozumiałe...
W kolejnych wpisach wszystko stanie się bardziej zrozumiałe...
piątek, 10 kwietnia 2015
Szerokość ideału
Przy okazji wywołania św. Pawła, nasunęła mi się pewna refleksja dotycząca ideału osobistego, a właściwie jego "szerokości", czy zasięgu.
Ludzie są przeróżni. Przeróżnymi talentami zostali obdarowani. Każdy ma inną dynamikę działania.
Są typy ludzi, co do których od razu wiadomo, do czego zostali powołani. Jedno konkretne zadanie i konkretne warunki do jego spełnienia. Np. Matka Teresa z Kalkuty, brat Albert, ks. Jerzy Popiełuszko czy Stanisława Leszczyńska (położna z obozu Auschwitz-Birkenau).
Są również ludzie, którym Pan Bóg postawił w bardziej złożonych okolicznościach. Mają oni możliwości działania na różnych płaszczyznach i w różnych kierunkach, które na pierwszy rzut oka się wykluczają. Sama tego doświadczyłam.
Na początku wyobrażałam sobie, że mój ideał to będzie konkret (ja i moja analityczna głowa). W pewnym momencie na mojej kartce, gdzie zapisywałam różne słowa klucze, hasła itp. wyłoniły się dwa najmocniej przemawiające do mnie słowa. Były w stosunku do siebie mniej więcej jak woda i ogień. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Jak mogę jednocześnie stać i biec? W tym samym czasie marzyć i twardo stąpać po ziemi? Próbowałam różnych zabiegów. Skoro nie mogę być jednym i drugiem, to może jestem gdzieś pośrodku? Nawet znalazłam środek Pisma Świętego i miałam nadzieję, że zdanie w jej środku wszystko wyjaśni... Teraz się uśmiecham jak to sobie przypominam. Byłam bardzo zdeterminowana. Nie udało mi się oczywiście znaleźć środka, bo nie było go. Trochę czasu minęło, aż zrozumiałam, że mam być jednym i drugim.
Podobnie jak Józef Engling (Allen Alles - wszystkim dla wszystkich...) czy Jan Paweł II (Totus Tuus - cały Twój).
Ludzie są przeróżni. Przeróżnymi talentami zostali obdarowani. Każdy ma inną dynamikę działania.
Są typy ludzi, co do których od razu wiadomo, do czego zostali powołani. Jedno konkretne zadanie i konkretne warunki do jego spełnienia. Np. Matka Teresa z Kalkuty, brat Albert, ks. Jerzy Popiełuszko czy Stanisława Leszczyńska (położna z obozu Auschwitz-Birkenau).
Są również ludzie, którym Pan Bóg postawił w bardziej złożonych okolicznościach. Mają oni możliwości działania na różnych płaszczyznach i w różnych kierunkach, które na pierwszy rzut oka się wykluczają. Sama tego doświadczyłam.
Na początku wyobrażałam sobie, że mój ideał to będzie konkret (ja i moja analityczna głowa). W pewnym momencie na mojej kartce, gdzie zapisywałam różne słowa klucze, hasła itp. wyłoniły się dwa najmocniej przemawiające do mnie słowa. Były w stosunku do siebie mniej więcej jak woda i ogień. Trochę mnie to wybiło z rytmu. Jak mogę jednocześnie stać i biec? W tym samym czasie marzyć i twardo stąpać po ziemi? Próbowałam różnych zabiegów. Skoro nie mogę być jednym i drugiem, to może jestem gdzieś pośrodku? Nawet znalazłam środek Pisma Świętego i miałam nadzieję, że zdanie w jej środku wszystko wyjaśni... Teraz się uśmiecham jak to sobie przypominam. Byłam bardzo zdeterminowana. Nie udało mi się oczywiście znaleźć środka, bo nie było go. Trochę czasu minęło, aż zrozumiałam, że mam być jednym i drugim.
Podobnie jak Józef Engling (Allen Alles - wszystkim dla wszystkich...) czy Jan Paweł II (Totus Tuus - cały Twój).
Wszystkim dla wszystkich
Jestem wielką fanką św. Pawła. Nie znam go jeszcze na wskroś, ale inspiruje mnie każdego dnia na nowo. Poniższy fragment z Listu do Koryntian brzmi trochę jak opis ideału osobistego.
Tak sobie myślę, że Józef Engling (wielka postać Szensztatu, którą również niezmiernie cenię) formułując swój ideał osobisty, wpatrywał się właśnie w ten tekst.
20 Dla Żydów stałem się jak Żyd, aby pozyskać Żydów. Dla tych, co są pod Prawem, byłem jak ten, który jest pod Prawem - choć w rzeczywistości nie byłem pod Prawem - by pozyskać tych, co pozostawali pod Prawem. 21 Dla nie podlegających Prawu byłem jak nie podlegający Prawu - nie będąc zresztą wolnym od prawa Bożego, lecz podlegając prawu Chrystusowemu - by pozyskać tych, którzy nie są pod Prawem. 22 Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. 23 Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.
20 Dla Żydów stałem się jak Żyd, aby pozyskać Żydów. Dla tych, co są pod Prawem, byłem jak ten, który jest pod Prawem - choć w rzeczywistości nie byłem pod Prawem - by pozyskać tych, co pozostawali pod Prawem. 21 Dla nie podlegających Prawu byłem jak nie podlegający Prawu - nie będąc zresztą wolnym od prawa Bożego, lecz podlegając prawu Chrystusowemu - by pozyskać tych, którzy nie są pod Prawem. 22 Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. 23 Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.
(1 Kor 9, 20-23)
W Piśmie Świętym znajduje się wiele inspiracji. Niezależnie czego człowiek w Nim szuka, zawsze znajdzie to, co ma być odnalezione.
czwartek, 9 kwietnia 2015
Ideały - przykłady z życia
Pierwszym, który wcielił w życie koncepcje ks. Józefa Kentenicha dotyczące ideału osobistego był jego uczeń – Sługa Boży Józef Engling. Swój ideał wyraził w słowach „Chcę być wszystkim dla wszystkich i całkowicie należeć do Maryi.” Pierwszy raz zapisał te słowa jako 18-letni chłopak w swoim dzienniczku podczas zimowych rekolekcji. Wielokrotnie powtarzane zdanie było dla niego wielką pomocą w dążeniu do świętości. Młody Engling doszedł do przekonania, że skoro ma być kapłanem, to powinien wszystkie swoje siły skierować na służbę ludziom. Druga część ideału opisuje jego wielką miłość do Maryi. Józef Engling kierował się swoim ideałem nawet w koszarach i na froncie. Pozostał wierny swojej misji, aż do śmierci podczas I wojny światowej.
Podobnie do Englinga swoją dewizę życiową określił święty Jan Paweł II, który jako młody Karol Wojtyła oddał się Matce Bożej. Oddanie to sformułował w haśle „Totus Tuus – cały Twój”. Ideał ten przepajał życie, postawę, słowa, zachowanie, podejmowane decyzje i przedsięwzięcia papieża. Owocność formuły „Totus Tuus” jest jednocześnie potwierdzeniem słuszności szensztackiej koncepcji ideału osobistego.
Współzałożycielka Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi – siostra Emilia Engel swój ideał osobisty sformułowała następująco: „Tak, Ojcze! Tak, Matko!”. Ks. Józef Kentenich był przekonany, że s. Emilia otrzymała szczególnie ważne posłannictwo i polecał jej, aby swoim życiem pokazywała wspólnocie skromną drogę do świętości. Była to droga rzeczywiście bardzo prosta. Dla s. Emilii nie istniał podział na świat doczesny i nadprzyrodzony. We wszystkim dostrzegała niekończącą się miłość Boga. Pielęgnując życie w duchu swojego ideału siostra Emilia pokonała wiele swoich lęków i niedoskonałości. Ojciec św. Benedykt XVI 10 maja 2013 r. poprzez publiczne ogłoszenie Dekretu o heroiczności cnót M. Emilii zakończył pierwszą część jej procesu beatyfikacyjnego. Tym samym Kościół potwierdził jej świętość. Uznał, że skromną drogą jaką szła przez życie siostra Emilia, można wielu ludziom ukazać dobroć Boga i samemu zyskać świętość.
Wspaniałą drogę poszukiwania ideału osobistego przeżyła Barbara Kast, członkini Szensztackiej Młodzieży Żeńskiej w Chile. Tę młodą dziewczynę od samego początku urzekała wizja tabernakulum. Przygotowując się do zawarcia Przymierza Miłości z Matką Bożą zaczęła przyglądać się swojej historii życia. Z niej wyłonił się ideał osobisty, który w ostatecznej formie brzmiał „Być tabernakulum Boga, nieść innym ludziom Chrystusa i Szensztat”. Ideał zdeterminował krótkie życie Barbary. Umacniany częstą Komunią Świętą i Adoracja Najświętszego Sakramentu przenikał jej codzienność. Jej droga, łącznie z oryginalnymi zapiskami z dzienniczka została zapisana w książce E. Uriburu o tytule "Barbara Kast".
Na górnej płycie sarkofagu, w którym spoczywają doczesne szczątki ks. Józefa Kentenicha, jest napis „Dilexit Ecclesiam” (Umiłował Kościół). On sam życzył sobie, aby te słowa widniały na jego grobowcu, gdyż widział w nich syntezę swojego życia i posłannictwa. Nie jest to jednak formuła określająca dokładnie jego ideał osobisty. Mimo, iż był twórcą całej koncepcji ideału, ideał osobisty przez niego nazwany pozostał tajemnicą.
Na koniec kilka przykładów ideałów gdzieś zasłyszanych, przeczytanych...
Podobnie do Englinga swoją dewizę życiową określił święty Jan Paweł II, który jako młody Karol Wojtyła oddał się Matce Bożej. Oddanie to sformułował w haśle „Totus Tuus – cały Twój”. Ideał ten przepajał życie, postawę, słowa, zachowanie, podejmowane decyzje i przedsięwzięcia papieża. Owocność formuły „Totus Tuus” jest jednocześnie potwierdzeniem słuszności szensztackiej koncepcji ideału osobistego.
Współzałożycielka Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi – siostra Emilia Engel swój ideał osobisty sformułowała następująco: „Tak, Ojcze! Tak, Matko!”. Ks. Józef Kentenich był przekonany, że s. Emilia otrzymała szczególnie ważne posłannictwo i polecał jej, aby swoim życiem pokazywała wspólnocie skromną drogę do świętości. Była to droga rzeczywiście bardzo prosta. Dla s. Emilii nie istniał podział na świat doczesny i nadprzyrodzony. We wszystkim dostrzegała niekończącą się miłość Boga. Pielęgnując życie w duchu swojego ideału siostra Emilia pokonała wiele swoich lęków i niedoskonałości. Ojciec św. Benedykt XVI 10 maja 2013 r. poprzez publiczne ogłoszenie Dekretu o heroiczności cnót M. Emilii zakończył pierwszą część jej procesu beatyfikacyjnego. Tym samym Kościół potwierdził jej świętość. Uznał, że skromną drogą jaką szła przez życie siostra Emilia, można wielu ludziom ukazać dobroć Boga i samemu zyskać świętość.
Wspaniałą drogę poszukiwania ideału osobistego przeżyła Barbara Kast, członkini Szensztackiej Młodzieży Żeńskiej w Chile. Tę młodą dziewczynę od samego początku urzekała wizja tabernakulum. Przygotowując się do zawarcia Przymierza Miłości z Matką Bożą zaczęła przyglądać się swojej historii życia. Z niej wyłonił się ideał osobisty, który w ostatecznej formie brzmiał „Być tabernakulum Boga, nieść innym ludziom Chrystusa i Szensztat”. Ideał zdeterminował krótkie życie Barbary. Umacniany częstą Komunią Świętą i Adoracja Najświętszego Sakramentu przenikał jej codzienność. Jej droga, łącznie z oryginalnymi zapiskami z dzienniczka została zapisana w książce E. Uriburu o tytule "Barbara Kast".
Na górnej płycie sarkofagu, w którym spoczywają doczesne szczątki ks. Józefa Kentenicha, jest napis „Dilexit Ecclesiam” (Umiłował Kościół). On sam życzył sobie, aby te słowa widniały na jego grobowcu, gdyż widział w nich syntezę swojego życia i posłannictwa. Nie jest to jednak formuła określająca dokładnie jego ideał osobisty. Mimo, iż był twórcą całej koncepcji ideału, ideał osobisty przez niego nazwany pozostał tajemnicą.
Na koniec kilka przykładów ideałów gdzieś zasłyszanych, przeczytanych...
- ojciec dwójki dzieci: „chcę być <złotym> ojcem, złotym jak kielich”
- nauczycielka: "chce ukazywać życiem prawdziwy, maryjny styl kobiety i uczyć tego innych”
- nowicjuszka Instytutu Sióstr Maryi: „służyć Jezusowi w każdym napotkanym człowieku”
- „być lilią kwitnącą na pustyni”
- "siewca radości"
- "podtrzymujący dobro jak Szymon z Cyreny"
- "radosna ośliczka"
- "oaza pokoju"
- "piastunka ogniska domowego"
---------
Jak widać, ideał nie może być za prosty, ani za ambitny. Jego zasadnicza treść ukrywa się za słowami.
Nazywam ideał
Czy poznałeś siebie dość dobrze? Czy wiesz już jaki jest Twój ideał? Czy nazwałeś go? Może coś Ci w głowie krąży, ale nie masz odwagi tego ubrać w słowa?
Czyżby TO coś było za górnolotne, za ambitne, zbyt proste...?
Jeśli masz jakąś taka myśl/pomysł/hasło zapisz je sobie na kartce i popatrz na nie. Co czujesz?
- Tak, to jest to! Czy: - Nic?
... Ja nie czułam nic. I to było straszne uczucie. Gdy zaczynałam poszukiwania, wyobrażałam sobie, że mój ideał osobisty mi się objawi, a temu objawieniu towarzyszyć będą, co najmniej, motyle w brzuchu. Tymczasem... Patrzyłam na słowa i kręciłam nosem z niedowierzaniem. Widziałam, że to jestem JA, ale nie byłam pewna czy to jest mój ideał...
Wtedy usłyszałam radę duchową: nie bój się nazwać ideału. To nie podpisanie wyroku... Przyjmij go takim jaki jest dziś. Pochodź z nim. Popatrz na niego. Zobacz jak funkcjonuje. Jeśli będzie za mały to do powiększysz, jeśli będzie za duży, to go obetniesz. Jeśli będzie oderwany od rzeczywistości, to zweryfikujesz założenia. Może jeszcze za mało siebie znasz. Mimo to, nie bój się nazwać ideału dzisiaj. Niech to będzie robocza nazwa.
Od pierwszej wersji słownej mojego ideału minęło kilka lat. W tym czasie formę zmieniłam kilka razy. I nie żałuję. I jestem pewna, że to było dla mnie dobre, takie rozeznawanie z każdej strony.
Mój mąż dostał kiedyś kartkę. Było tam pewne hasło. Przygarnął to hasło i do dziś jest w centrum jego ideału. On nie miał problemu z formami. Może to kwestia temperamentu. Jeśli jesteś perfekcyjnym melancholikiem długo nie będziesz mógł odnaleźć idealnych słów...
Uwaga! To nie koniec. Nazwanie ideału to początek drogi. W kolejnych wpisach dowiesz się co z tym ideałem dalej robić.
A jeśli jeszcze nie masz pomysłu nie martw się. Spróbuję podsunąć Ci jeszcze kilka inspiracji do poszukiwań. Sam też ich szukaj dookoła!
Oczekiwania
"A myśmy się spodziewali…" /Łk 24, 21/
Czasem tak jak uczniowie idący do Emaus, rozprawiamy o tym, jak bardzo jesteśmy rozczarowani życiem. Rozczarowani małżeństwem, rozczarowani rodzicielstwem, rozczarowani ludźmi, rozczarowani przebiegiem wydarzeń, rozczarowani efektami pracy nad sobą... rozczarowani wszystkim...
Mamy tyle oczekiwań, tyle wyobrażeń na każdy temat... Ile z tego się spełnia tak jak sobie wymyśliliśmy? Jeśli się spełnia po naszej myśli, to super. Może nawet pamiętamy żeby podziękować Bogu za to, że wyszło to czy tamto. Co jednak, jeśli się nie spełnia? Obrażamy się na Boga i na wszystkich dookoła? Zagryzamy zęby i udajemy że nic się nie stało, w sercu zostawiając nieuświadomiony żal? A może wracamy do naszych założeń i je analizujemy? Może już na początku nasze oczekiwania były oderwane od rzeczywistości?
Czego oczekiwałam wychodząc za mąż? (Mąż miał mnie nosić na rękach, słuchać kiedy mówię i cały wolny czas spędzać ze mną...? Pracuje 10 godzin dziennie i wraca do domu padnięty! Mieliśmy być zgodni we wszystkim...? Ogień i woda!)
Jak wyobrażałam sobie życie matki? (Moje dziecko miało być piękne i mądre...? Jest zezowate i ma dysleksję! Miało mnie słuchać i wykonywać polecenia w trybie natychmiastowym...? Ma swoje zdanie i na wszystko czas!)
Czego spodziewałam się zaczynając pracę nad sobą? (Gdy postanowiłam, że przestanę krzyczeć, to miałam zwyczajnie przestać krzyczeć...? Nadal krzyczę!)
Wciąż się spodziewamy, że coś się stanie, że ktoś się zmieni, że Ktoś załatwi nasze sprawy...
O, my nierozumni, jak nieskore są nasze serca do dostrzegania Boga i Jego woli dookoła nas.
Konfrontujmy nasze oczekiwania z rzeczywistością, która nas otacza. Bóg jest w tej rzeczywistości, jest w drugim człowieku. Nie wszyscy jesteśmy tacy sami. Każdy ma inne zadanie, inny ideał. Nie oczekujmy od siebie nawzajem nic ponadto, co możemy sobie ofiarować. Wtedy z pewnością będzie nam łatwiej znieść, że nie zawsze jest tak, jak żeśmy się spodziewali...
Subskrybuj:
Posty (Atom)