środa, 21 października 2015

101 lat i 1 rok

101 lat temu, dokładnie 18 października 1914 r., młody pallotyn z grupą chłopaków, uczących się w szkole pallotynów, w małej przycmentarnej kapliczce, zawiązują umowę z Matką Bożą. Umowa ta, nazwana potem przymierzem miłości*, stała się podstawą całej duchowości szensztackiej.

Ksiądz Józef Kentenich, bo o nim mowa, zaproponował swoim wychowankom, aby swoim zaangażowaniem i miłością do Maryi, ściągnęli Matkę Bożą do Szensztat. Inspiracji dostarczyła mu notatka w gazecie o bł. Bartolo Longo, który poprzez modlitwę różańcową ściągnął Maryję do Pompei. Nie objawienia, ale zaangażowanie serc ludzi sprawiło, że kult Matki Bożej zakwitł w tym miejscu, a Ona sama zaczęła działać cuda. W I Akcie Założycielskim czytamy słowa ks. Kentenicha:

„…czy nie byłoby możliwe, aby nasza sodalicyjna kapliczka stała się również naszym ‘Taborem’, na którym objawiałaby się chwała Maryi? Z pewnością nie jesteśmy w stanie dokonać większego apostolskiego czynu ani pozostawić tym, którzy po nas przyjdą, żadnej wartościowszej spuścizny niż skłonienie naszej Pani i Królowej, aby tutaj umieściła swój tron, rozdawała dary i czyniła cuda łaski”.

Historia Szensztatu pokazała, że tak się stało. Matka Boża przyszła do Szensztat i zaczęła przemieniać w sanktuarium serca, współtworząc nową wspólnotę zaangażowanych apostolsko ludzi.

W minionym roku obchodziliśmy 100-lecie Przymierza Miłości. Ok. 12 tysięcy pielgrzymów przybyło z całego świata do doliny niedaleko Koblencji, do Vallendar, gdzie wspólnie świętowano to wspaniałe wydarzenie. To było niepowtarzalne spotkanie, w którym miałam szczęście uczestniczyć. Minął 1 rok... Wiele słów, obrazów zostało w mojej pamięci... Najbardziej utkwiły mi w głowie słowa o. Waltera (ówczesnego generała ojców szensztackich), żeby iść "dalej w przód i dalej w głąb"... Staram się więc patrzeć w przód i dotykać głębi, nie zrażając się powierzchownością otaczającej mnie rzeczywistości.




-----------
* O przymierzu miłości pozwolę sobie napisać więcej w późniejszym czasie...

niedziela, 11 października 2015

Kierownictwo duchowe

Kierownictwo duchowe jest starą, znaną w chrześcijaństwie praktyką. Według ks. Kentenicha jest ono wskazane szczególnie młodzieży, osobom zranionym duchowo oraz tym którzy pragną dążyć do doskonałości. Potrzeba ta wynika z niedoskonałości człowieka, który nie jest zdolny do samopoznania bez pomocy innych. Poza tym trzeba tez zwrócić uwagę, że człowiek nie zawsze jest w stanie obiektywnie patrzeć na swoje życie i uczynki, przez co, albo popada w bezkrytycyzm względem siebie, albo jest rozczarowany sobą. Oba spojrzenia prowadzą do złudzeń wobec siebie.

Kierownictwo nie jest równoznaczne ze spowiedzią, jednak można je połączyć i na ogół w polskiej rzeczywistości się łączy. W wielu wypadkach byłby ono nawet niemożliwe poza sakramentem. Spowiedź zajmuje się wyłącznie grzechami, natomiast kierownictwo duchowe obejmuje całego człowieka. W Ruchu Szensztackim jego istotą jest wspieranie samowychowania przy pomocy ideału osobistego. Człowiek korzystający z pomocy kierownika duchowego, w jakimś stopniu przezwycięża swoje grzechy, a jego dążenie do świętości wchodzi w obszar doskonalenia się w cnotach. Coraz głębsze życie duchowe coraz bardziej uwrażliwia sumienie, w którym „prócz poczucia winy z punktu widzenia teologii moralnej, budzi się dogłębne ascetyczne poczucie winy”*. Spowiedź pociąga wtedy nie tylko odpuszczenie grzechów, ale sprawia, że człowiek przeobraża się w ideał – Boży zamysł względem siebie.

Pierwszym kierownikiem duszy człowieka jest Duch Święty. Kapłan, bądź inna osoba będąca kierownikiem duchownym, musi z wielką wrażliwością wsłuchiwać się w powierzoną mu przez Boga duszę. Kierownik duchowy ma pomóc danemu człowiekowi w dążeniu do samodzielności i budowaniu silnej, wolnej osobowości. W tym celu musi umieć powiedzieć o sobie: „w duszy tej Bóg ma wzrastać, a ja się umniejszać”.

Na koniec moja mała refleksja dotycząca kierownictwa duchowego. Oczywiście uważam, że jest to super sprawa! Bez mojego kierownika duchowego nie było by dziś tych wszystkich przemyśleń i wersów na blogu... Każdemu polecam i życzę spotkania takiej osoby na drodze, przynajmniej na początku pracy nad sobą. Jest tylko jeden mały problem... Trzeba się natrudzić, żeby dobrego kierownika duchowego znaleźć, a potem znajdować czas na rozmowy z nim... Naprawdę trzeba się wysilić. Niestety jest mało osób które potrafią prowadzić ludzi w naszej duchowości. Siostry i ojcowie są rozproszeni i mają dużo różnych zadań. Trzeba się "bić" o nich - i do tego zachęcam.
Jeśli rzeczywiście nie ma możliwości rozmowy z ojcami lub siostrami, to można rozejrzeć się po świeckich kręgach. Są wśród nas ludzie, którzy przepracowali już to i owo, a do tego są otwarci i na pewno chętnie podzielą się swoimi doświadczeniami czy pomysłami. Są tacy, którzy potrafią słuchać i wsłuchać się w człowieka... Może nie będzie to stricte kierownictwo duchowe, ale warto korzystać z takich okazji. Możemy być dla siebie wsparciem w tej materii, możemy sobie duchowo towarzyszyć. Oczywiście nie z każdym się da pogadać, ale nie ma co się zrażać... Szkoda było by przy okazji szukania wymarzonego kierownika duchowego stracić okazję na wartościowe rozmowy z ludźmi, których Bóg stawia nam przed nosem...

---------------
* cytaty z "Ascezy Organicznej"

wtorek, 6 października 2015

Ideał osobisty a samowychowanie

Kilka osób z grupy, dla której przygotowałam krótką konferencję na temat środków ascetycznych, było zaskoczonych, że samowychowanie (w ujęciu szensztackim) ma być pracą nad rozwijaniem ideału osobistego. Stąd ten wpis... dla tych, którzy mają problem z wyznaczeniem kierunków w swojej pracy samowychowawczej.

Gdy ksiądz Kentenich formułował zasady ascezy organicznej podkreślił, że praca nad rozwijaniem ideału osobistego jest ważniejsza niż praca nad temperamentem. Zgadzam się z tym w 100%. Bo na przykład: Ktoś kto ma problem z cierpliwością, a w jego ideale ta cierpliwość nie jest wyakcentowana czy wymagana, nie powinien za wszelką cenę skupiać się na tym, żeby być bardziej cierpliwym... Pan Bóg potrzebuje zapewne jego porywczości bądź dynamiki...
Ja już nie fiksuję się na postanowieniach związanych z rozsiewaniem radości dookoła, chociaż wiem, że radość jest potrzebna. Przepraszam, ale Pan Bóg stworzył mnie poważną... Uśmiecham się czasem, ale ... bez przesady...

Wracając do samowychowania. Jeśli dobrze siebie poznam, nie zatrzymam się na dążeniu do ogólnych wartości (pisałam o tym TUTAJ). Szerzej spojrzę na siebie i szybko dostrzegę, że Pan Bóg chce ode mnie konkretnych rzeczy, niekoniecznie tych, które myślałam, że muszę zmienić. Na tych rzeczach się skupię. Wtedy też przestanę mieć problem z sformułowaniem moich postanowień czy punktów do duchowego porządku dnia.

Ideał osobisty ma przepoić nas całkowicie. Ojciec Kentenich w 1935 roku powiedział:
„Nasz duchowy porządek dnia musi być oświecony przez ideał osobisty, stać w świetle mojego ideału osobistego. Stać ma w świetle ideału wspólnoty, do której należę. W świetle reguł i ćwiczeń mojej wspólnoty. W świetle obecnych czasów. Obecne czasy uformowały już mój ideał osobisty, ale ponieważ nie jest to takie widoczne [że mój ideał osobisty jest odpowiedzią na obecne czasy], chcę to szczególnie podkreślić.”

Ideał będzie żywy kiedy będę go ciągle na nowo odnawiać – asceza organiczna określa to jako pierwszy stopień formalny ideału osobistego. Codziennie kilka razy przypomnę sobie mój ideał osobisty. Przy okazji moich codziennych praktyk - przy modlitwie porannej, wieczornej, różańcu, po przyjęciu Komunii Świętej. Przypomnę go sobie z wdzięcznością, radością i zadziwieniem, jak Pan Bóg mnie ukochał.

piątek, 2 października 2015

DPD a PE

Wiele osób ma problem z rozróżnieniem i oddzieleniem DPD (duchowy porządek dnia) od PE (Particular Examen czyli postanowienie szczegółowe). Chociaż oba narzędzia mają służyć wzrostowi człowieka, mają różne zadania.

Postanowienie szczegółowe jest konkretną pracą nad sobą. Jeśli chcę coś wypracować, zmienić w sobie czy po prostu zbliżać się do ideału osobistego, to właśnie za pomocą PE. Jedna rzecz na miesiąc - organiczny wzrost...

Duchowy porządek dnia nie służy stricte do pracy nad sobą. W odróżnieniu od PE ma:
- porządkować życie, według swoich własnych, wypracowanych zasad;
- wprowadzać Bożą harmonię w człowieku - zabezpieczać wszystkie sfery człowieka (relację z Bogiem, relacje z ludźmi oraz miłość własną...);
- rozwijać życie religijne;
- służyć samopoznaniu i samoakceptacji;
- pomagać zapracowanemu człowiekowi w tworzeniu swojego stylu życia;
- kształtować rodzinę, świat, społeczeństwo...

Jest jeszcze jedna sprawa... O ile w DPD plusy i minusy mają znaczenie drugorzędne (zaraz o tym napiszę), to wypełnienie postanowienia szczegółowego w ciągu dnia jest priorytetowe. Ojciec Kentenich wręcz zachęcał, aby za niewypełnione postanowienie nakładać sobie pokuty. Jeśli chcemy się zmieniać na lepsze, musimy do tego naprawdę poważnie podejść. Fakt, że z postanowienia rozliczam się podczas spowiedzi, świadczy o wadze tego narzędzia w moim życiu duchowym.

Co innego DPD. W moim odczuciu (podkreślam "w moim") celem DPD nie jest wypełnienie tabelki plusikami, ale obiektywne spojrzenie na siebie - i na plusy i na minusy. To spojrzenie pomaga mi rozeznać co jest moje, co się ze mną dzieje, nad czym warto pracować.

Na początku pracy z DPD zależało mi żeby były plusy i tylko plusy, więc spinałam się, aby wszystko rzetelnie w ciągu dnia wypełnić. Do tego stopnia, że jak miałam punkt: "czytanie Pisma Świętego", to po powrocie z jakiegoś wyjścia o godzinie pierwszej w nocy, siadałam i czytałam, żeby zaznaczyć plus... Udało mi się może przez dwa tygodnie... Potem zaczęły się minusy i rozczarowanie... Obserwując to zjawisko, zauważyłam, że coś tu nie gra... Jakiś czas mi zajęło psychologiczne zaakceptowanie minusów. W dalszych analizach ostatecznie uznałam, że nie chodzi o same plusy. Myślę, że z rok trwało, żeby zobaczyć na podstawie zapisanych tabelek, co mnie buduje, co nie. Do dziś kształtuje się mój styl życia, zmieniają się warunki, okoliczności, rok liturgiczny... Mój DPD nie jest stały, ale są w nim stałe punkty, które są kluczowe dla mojej osobowości.

Kiedy już zaczniesz zapisywać swoje tabelki, pamiętaj o tym, by zachować dystans... Minus nie znaczy, że Ci nie wyszło, tylko, że tego dnia nie coś nie zaistniało. Dlaczego nie zaistniało? - to już inne pytanie.

Ostatni przykład na dziś: Nie pracuję zawodowo, opiekuję się córką, a co za tym idzie siedzę w domu. Jeden z moich punktów w DPD to "wyjście z domu" (potrzebuję oddechu i dystansu...). Zauważyłam, że gdy przy tym punkcie minusy utrzymują się dłużej niż 3-4 dni, zaczynają się pojawiać również w innych rubrykach, np. w tej która zabezpiecza moje relacje z mężem. Niestety, gdy nie łapię dystansu, tracę cierpliwość... itd... Piszę to jako przykład analizy swoich punkcików, a także aby pokazać, że to narzędzie ma wiele zastosowań...

------

Może Ci się wydać to wszystko trochę chaotyczne... Pewnie tak jest, bo trudno mi ubrać wszystkie treści metodycznie czy systemowo w całość. Sama jestem w drodze i każdego dnia dostrzegam nowe rzeczy... co mnie niezmiernie cieszy. Mam nadzieję, że z kolejnymi wpisami, znajdziesz dopowiedzenia czy wskazówki, których wciąż brakuje. Jeśli nie, to pamiętaj, że masz być samodzielny i odważny!