Nie zapisują się w dokumentach, ale w głębi, którą odkrywamy dopiero z czasem.
„A imię jego czterdzieści i cztery” - pisał Mickiewicz, pozostawiając tę liczbę owianą tajemnicą. Nie wiadomo, czy chodziło o wiek, osobę, czas, czy może stan ducha.
Być może chodziło właśnie o przejście - ciche, ale zasadnicze.
Być może „czterdzieści i cztery” to nie tylko zapowiedź wybawiciela narodów, ale też wezwanie do przemyślanego istnienia.
O ten moment, kiedy coś się kończy, a coś zaczyna.
Nie dramatycznie. Nie z fanfarami.
Raczej w świadomości, że nie da się iść dalej tak samo.
W moim osobistym kalendarzu symbolicznie otwiera się nowy rozdział.
Nie dlatego, że "tak wyszło", ale dlatego, że czuję, jak grunt pod stopami staje się inny.
Zaczynam coś nowego w znanym świecie - z nową odpowiedzialnością, nowym spojrzeniem, z poczuciem, że nie chodzi już o robienie więcej, ale inaczej.
Nie dramatycznie. Nie z fanfarami.
Raczej w świadomości, że nie da się iść dalej tak samo.
W moim osobistym kalendarzu symbolicznie otwiera się nowy rozdział.
Nie dlatego, że "tak wyszło", ale dlatego, że czuję, jak grunt pod stopami staje się inny.
Zaczynam coś nowego w znanym świecie - z nową odpowiedzialnością, nowym spojrzeniem, z poczuciem, że nie chodzi już o robienie więcej, ale inaczej.
Być może „czterdzieści i cztery” to nie tylko zapowiedź wybawiciela narodów, ale też wezwanie do przemyślanego istnienia.
Do budowania z tego, co zostało sprawdzone ogniem.
Do bycia sobą - bez przymusu bycia kimś.
Nie wiem, co ten czas przyniesie.
Ale wiem, że nie chcę go przeżyć odruchowo.
Chcę być w nim obecna.
Do bycia sobą - bez przymusu bycia kimś.
Nie wiem, co ten czas przyniesie.
Ale wiem, że nie chcę go przeżyć odruchowo.
Chcę być w nim obecna.