To było moje trzecie konklawe. I choć minęły lata, moment ogłoszenia nowego papieża wciąż budzi we mnie skupienie, które trudno opisać. Nie chodzi o medialny spektakl, ale o świadomość, że Kościół znów wchodzi w nowy etap – z kimś, kto będzie prowadził, słuchając.
Papież Leon XIV nie uderzył w mocne tony. Zamiast tego – cicho, prawie niepozornie – rozpoczął od słów: „Niech pokój będzie z wami wszystkimi”. Te słowa mnie zatrzymały. Nie są oryginalne. Ale właśnie dlatego – są mocne. Wypowiedziane dziś, brzmią jak program i modlitwa jednocześnie.
Pokój nie jest dla mnie czymś abstrakcyjnym. Nie oznacza świętego spokoju ani wygodnej obojętności. To ten trudny, ale możliwy stan wewnętrznej równowagi, który pozwala żyć z tym, co życie przynosi, także wtedy, gdy jest trudno. To zgoda na brak pełnej kontroli i na szukanie sensu zamiast gotowych odpowiedzi. Właśnie takiej postawy uczę się każdego dnia w tych niespokojnych czasach.
A przecież dziś pokój potrzebny jest światu bardziej niż kiedykolwiek. Nie jako slogan, ale jako codzienna decyzja – w polityce, w rodzinie, w duszy. Dlatego słowa papieża mają dla mnie wagę. Widzę w nim spokojną kontynuację Franciszka – nie przez podobieństwo charakterów, ale przez bliskość ludziom, prostotę i wyczucie tego, co naprawdę ważne.
To nie początek rewolucji, ale może właśnie dlatego budzi zaufanie i daje nadzieję na coś trwałego.