Asceza, która prowadzi do życia, a nie do wewnętrznego spięcia, jest możliwa. Nie musi oznaczać zaciskania zębów, tłumienia emocji ani rezygnacji z tego, co cieszy. Może stać się drogą do głębszego kontaktu z własnym sercem, z tym, co autentyczne i prawdziwe.
Na duchowej ścieżce nietrudno jednak zboczyć z drogi. Tam, gdzie miała być wolność, wkrada się napięcie. Tam, gdzie miała być ufność – pojawia się kontrola. Tradycja duchowa i doświadczenie psychologiczne od dawna pokazują, że człowiek potrafi pomylić współpracę z łaską z próbą samodzielnego wywołania słońca.
Jedną z takich pomyłek jest pelagianizm.
Pelagianizm to przekonanie, że wszystko zależy ode mnie. Jeśli tylko się postaram, wystarczająco zorganizuję, wymodlę, wyposzczę – osiągnę duchową pełnię. To jak próba ręcznego wschodu słońca: mogę wstać wcześniej, ćwiczyć dyscyplinę, ale światło i tak nie przyjdzie na moje zawołanie. W tej postawie pojawia się napięcie, które odbiera radość. Duchowość staje się zadaniem do wykonania, a nie spotkaniem, które rodzi się w relacji.
Na drugim biegunie leży kwietyzm – ciche przekonanie, że nic ode mnie nie zależy. Że trzeba po prostu czekać, aż łaska sama wszystko naprawi. To jak siedzenie w ciemnym pokoju z nadzieją, że promienie słońca same znajdą drogę przez zasłonięte okna. W tej pozornej ufności kryje się rezygnacja, która stopniowo gasi życie wewnętrzne.
Obie postawy – pelagiańska i kwietycka – wyrastają z tej samej ludzkiej potrzeby: pragnienia pewności. Jedna szuka jej w działaniu, druga w bierności. Obie gubią jednak to, co najistotniejsze – dynamikę relacji. Duchowe życie nie jest ani projektem do zrealizowania, ani snem, który sam się spełni. Jest dialogiem. Ruchem pomiędzy łaską a odpowiedzią, pomiędzy zaufaniem a zaangażowaniem.
Kiedy ta równowaga zostaje zachwiana, asceza przestaje być przestrzenią życia. Staje się albo napięciem, albo bezruchem. A przecież jej sens nie leży w doskonałości, lecz w żywym rytmie serca – w zdolności, by współbrzmieć z tym, co większe od nas, nie próbując tego ani wymusić, ani zatrzymać.
Z tej samej potrzeby kontroli lub bezpieczeństwa rodzą się dziś subtelniejsze formy dawnych błędów: idealizm i formalizm, ale o nich napiszę w kolejnych postach...
